„Tym,
którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i
czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny;
Tych
zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się
prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta.”
Rzym. 2:7-8
Tak, „trwanie” to bardzo istotna cecha życia i
postawy chrześcijanina: trwanie w nadziei, w wierze, w niezachwianej
ufności ku Bogu, w dobrym uczynku...
Właśnie dzisiaj w powyższym fragmencie uderzył mnie
szczególnie ten aspekt stałości. Stałości w podjętym dobrym
dziele. Bo w życiu naśladowcy Chrystusa wcale nie chodzi o jakieś
jednorazowe akty „strzeliste”, ale właśnie o stałość,
wytrwałość w tym, co dobre. Chodzi o „trwanie”, o
„trwanie w dobrym uczynku”, czyli w nieustannym czynieniu dobra,
a nie tylko o chwilowe czy wręcz jednorazowe poświęcenie. Bo tylko
taka postawa i działanie przekonuje Boga – ale, o dziwo, nie tylko
Boga, ale także i ludzi. Bo chyba nikt nie będzie pod wrażeniem
choćby nawet wielkiego, ale „słomianego” zapału; natomiast
wobec jakiejś długotrwałej dobrej i pięknej postawy – i owszem,
a nawet bardzo. Na Bogu robi wrażenie jak widać to samo, co i na
ludziach: żeby coś było naprawdę piękne, to musi być nie tylko
piękne, ale i trwałe, tj. trwające w długim czasie – dopóki
życia. Bo jeśli coś pięknego trwa tylko jakiś określony czas,
może nawet tylko moment, chwilkę – to tak naprawdę raczej tylko
rozdrażnia, a nie wzbudza podziw czy zachwyt – bo potem pozostawia
po sobie tylko jeszcze większą pustkę i ból niż to było
wcześniej.
Warto podkreślić, że jeżeli człowiek ustanie w
czynieniu dobra i zwróci się ku złemu choćby nawet dopiero pod
koniec życia, to i tak ściągnie na siebie hańbę i złą sławę,
i nie będzie się pamiętało jego wcześniejszych dobrych uczynków.
Zapisze się na czarnych kartach historii. Niestety tak to działa.
Bo w życiu nie chodzi przecież o piękne całowanie i przytulanie
tylko w okresie narzeczeństwa – bo to każdy łatwo może osiągnąć
– ale o piękne całe życie, również po ślubie; tak, o
to właśnie chodzi. O piękną miłość przez całe życie, a nie
tylko w okresie początkowego zakochania. I dopiero coś takiego robi
na mnie wrażenie. Ogromne wrażenie. A na Tobie?
Ale jest możliwa i druga opcja. Ktoś, kto źle
postępował przez całe życie nagle postanawia zmienić swoje
życie. Zwraca się ku dobru. Pozostawia to, co złe. Staje się
gorliwym wykonawcą dobra. Czy taki człowiek robi wrażenie? Tak, na
mnie robi. Dobro, którego gorliwym rzecznikiem się staje, jakby
przykrywa całe to zło, które było w jego życiu do tej pory – i
historia zapisuje go na jasnych kartach zapamiętując go jako
człowieka, w którym obudziło się sumienie, człowieczeństwo...
i który swoimi dobrymi uczynkami wynagradza te złe – jak celnik
Zacheusz, który uwierzył w Jezusa. Od razu zrobił radykalny
remanent swojego życia: „Zacheusz zaś stanął i rzekł do
Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na
kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób.” Łuk.
19:8. Zacheusz zapisał się na chlubnych kartach historii. Został
uczniem Chrystusa i gorliwym rzecznikiem dobra (wraz z przyjaciółmi,
których zaprosił na spotkanie z Chrystusem, i którzy również
uwierzyli w Jezusa będąc pod wielkim wrażeniem Jego osoby); do tej
pory zadziwia i robi na nas wrażenie to, jak bardzo radykalnie
Zacheusz potrafił zmienić swoją postawę i życie. Ze słynącego
z nieuczciwości zawodu celnika potrafił odbić od reszty, stał się
wyznawcą Chrystusa, który – w odróżnieniu od kolegów po fachu
– zaczął żyć sprawiedliwie. Nadal był celnikiem – ale to
było już całkiem inne życie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz