piątek, 23 stycznia 2015

8. LUDZIE LISTY PISZĄ...

Kto jest w lepszej sytuacji: introwertyk czy ekstrawertyk?

Czy dyskusja na siłę ma sens?

Jak radzić sobie z osobami, które narzucają nam swoje zdanie?

… te i inne problemy poruszone zostały w poniższej, autentycznej dyskusji internautów:
  • A ja chciałam się podzielić z większym gronem słuchaczy tym co dziś przeczytałam i co mi polepszyło odrobinę humor:). Otóż, dowiedziałam się, że bycie introwertykiem nie jest wcale takie złe, często ludzie introwertyczni są lepsi od ekstrawertyków gdyż mają lepszą intuicję i bardziej dogłębnie badają temat. Poza tym, dowiedziałam się, że to, że czasem męczy mnie towarzystwo innych ludzi, nie jest wcale takim dziwactwem i niektórzy po prostu tak mają. A już się bałam, że wychodzi ze mnie paskudna egoistka, gdy czasem wolę posiedzieć w swoim towarzystwie.
  • Tak, właśnie kiedyś też czytałam o tym. Ale w zasadzie niczego to umnie nie zmieniło, bo już 100 lat temu;) doszłam do wniosku, że bardzo źle się czuję przy próbach wpasowania się w powszechnie lansowany styl bycia, zachowania - i chyba już na poziomie pierwszych mentalnych prób odrzuciłam go jak za mały i niewygodny garnitur. Bo po co wciskać się w coś o dwa rozmiary za małego lub trzy rozmiary za dużego, jak można ubierać się w dopasowany do swego ciała strój, prawda? Ha ha - no właśnie. Podobnie jest ze stylem życia, nie tylko zachowania. Wybieram taką drogę, która jest jak najbardziej dopasowana do mojego garnituru genów :D Jeśli np. mam usposobienie słonia, to nie będę stawać w zawody z gazelą, prawda?;) a jeśli skaczę jak żaba - to nie będę ścigać się z kangurem, no nie? itp. No właśnie. Więc szukam swoich dróg i takich towarzyszy, którzy za tym nadążają. A Ty co o tym sądzisz?
  • Mam te same przemyślenia co ty. Bardzo dobrze to ubrałaś w słowa. Tylko czasem zastanawiam się nad swoją wartością bo społeczeństwo wymusza na nas konkretne zachowania. Np. każdy musi mieć jakieś super pasje i zainteresowania najlepiej z gatunku tych ekstremalnych. Staram się żyć tak jak piszesz - na własną miarę i robić tak żebym była szczęśliwa - ale czasem pod presją ludzi i ich gadania zastanawiam co ja tak naprawdę chce.
  • Dziękuję:) Piszesz, że zastanawiasz się nas swoją wartością w społeczeństwie... wiesz, a ja nie :)) - po prostu nie obchodzi mnie to. Chociaż potrafię sobie wyobrazić taką sytuację, że ktoś walczy o jakąś atrakcyjną albo wysoką posadę albo jest celebrytą - wtedy ta presja może być rzeczywiście bardzo silna. Wtedy hobby może nawet warunkować otrzymanie takiej posady albo miejsce w elicie. Nawet sama pamiętam taką sytuację, gdy nie udzieliłam satysfakcjonującej odpowiedzi, jakie książki czytam... i straciłam szansę na zatrudnienie.

    Piszesz, że pod presją gadania ludzi zastanawiasz się nad sobą, czego tak naprawdę chcesz.... Wydaje mi się, że jest to bardzo istotne i ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że powinnismy wiedzieć, czego w życiu i od życia chcemy. Bo ta wiedza pozwoli nam iść bardziej pewnym krokiem i być bardziej odpornym na presję ze strony innych... Zapewni też większą stabilizację wewnętrzną. A to są ważne wartości - moim zdaniem :) A Twoim?
  • Co do stabilizacji - to masz zupełną rację. Nie można wiecznie żyć jak na huśtawce lub w pogoni za czymś czego tak naprawdę nie potrzebujemy tylko wymaga od nas społeczeństwo.
Tak w ogóle zazdroszczę, że się w ogóle tym nie przejmujesz co ludzie gadają - mogę sobie mówić, że się nie przejmuję, ale jeśli ktoś mi wpiera swoje racje to od razu się najeżam, staję się złośliwa i zdystansowana do tej osoby. Staram się nie przejmować ale samo to, że się denerwuję znaczy, że jednak mnie to obchodzi. Ty tak nie masz?
  • Nie, ja tak nie mam. Nie najeżam się i nie robię się złośliwa, tylko podchodzę do sprawy merytorycznie.
Jeżeli ktoś ma inne zdanie niż ja i mi je przedstawia - to zastanawiam się, czy jest tam coś, z czego mogę skorzystać dla siebie. Staram się zrozumieć ideę rozmówcy i ocenić jej przydatność pod swoim kątem. Jeżeli jednak ocenię, że nie ma tam nic dla mnie - to po prostu idę dalej. Życie mnie już za bardzo przemieliło, aby brać sobie do serca zdanie kogoś, kto ma zamknięty umysł i nie jest otwarty nawet na tyle, aby spróbować chociaż zrozumieć mój punkt widzenia i idee, którymi się kieruję. Bo jeżeli ktoś jest otwarty, to będzie dyskutował - nie da łatwo za wygraną. Ale jak ktoś jest zamknięty, to i dziesiątki i setki godzin dyskusji nie wprowadzą świeżego powiewu - tylko będzie to wyglądało jak przepychanka. A przepychanki mnie nie interesują - bo stwierdziłam, że są całkowicie bezużyteczne i do niczego dobrego nie prowadzą - co najwyżej do konfliktów i animozji. A po co ja mam tracić swój czas i energię i kogoś unieszczęśliwiać swoim szczęściem, tj. punktem widzenia, który uznaję za słuszny? Jeżeli on jest szczęśliwy w swoim ograniczeniu (oczywiście ograniczeniu z mojego punktu widzenia) i nie szuka wyjścia z niego - to siłą też mu w tym nie pomogę. Dopóki on sam nie będzie chciał wyjść poza te swoje ograniczenia, to ja nic nie mogę mu pomóc. Nauczyłam się tego w życiu, że to jest syzyfowa praca i dlatego mam pełen luz w tego typu sytuacjach: jeżeli chcesz, to podzielę się z Tobą swoimi skarbami (intelektualnymi), a jeżeli nie chcesz - to nie będę się o to kłócić, bo Tobie to nic dobrego nie da, a mi zaszkodzi - bo moje skarby zostaną sponiewierane. Jeżeli wiesz głęboko w swoim sercu, że przepychanki są bezużyteczne, że jeśli ktoś ma zamknięte serce i broni się rękami i nogami przed tym co mówisz to dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu - to po prostu spokojnie odchodzisz nie skończywszy wątku i idziesz sobie dalej swoją drogą życia. Bo taki człowiek podobny jest do kamienia - nawet jeśli wrzucisz go do strumienia, to on i tak nie nasiąknie wodą - w środku pozostanie zawsze całkowicie suchy. A ja wolę szukać dusz bardziej kompatybilnych i otwartych na dyskusje - raczej jak gąbka a nie jak kamień:) Jezus też mówił: Kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. "kto pragnie" - oto jest warunek. A jak ktoś nie ma pragnienia - to nawet u Jezusa się nie napije. A przecież uczeń nie jest nad Mistrza swego.
Podobnie jest jak ktoś mi coś wciska - ta sama zasada. Jeśli nie jest otwarty na moje argumenty - nie wysłuchuje ich, nie rozważa, tylko zatyka uszy - to jaki sens ma rozmowa z kimś takim? Ma swój świat, jest w nim szczęśliwy - albo i nieszczęśliwy - ale tak czy inaczej nie chce tego zmienić, więc cóż ja mogę mu pomóc? Nawet bezdomnym nie pomożesz, jeśli oni tego nie zechcą - bo uciekną z każdego domu, w którym ich umieścisz. Każdy wybiera swój lifestyle. Ja nic nie pomogę komuś, kto już dokonał wyboru i niczego nie szuka. Idę dalej. Dlatego nie muszę się denerwować - bo wiem, że każdy ma swoją wolną wolę. Jeżeli z własnej woli zamknie się na Twój/mój przekaz - to co można zrobić? Nic. No właśnie. Więc po co się denerwować? Psuć sobie nerwy bez powodu, bez potrzeby? Piszesz, że denerwujesz się - ale czy aby na pewno potrzebnie? Na siłę nie narzucisz nikomu nawet najsłuszniejszego punktu widzenia. Myślę, że sytuacje trzeba rozważać na chłodno i na tej podstawie oceniać, co ma sens, a co nie. Nie pod wpływem emocji - bo owszem, łatwo jest zdenerwować się, jak ktoś np. jest niekulturalny w dyskusji i używa chwytów poniżej pasa. Ale jeśli dokładnie zdajesz sobie z tego sprawę, że to nie ma sensu - to zostawiasz delikwenta ze swoimi przekleństwami i idziesz dalej swoją drogą...

7. "Pójdę za Jezusem nawet wtedy, gdy ty nie pójdziesz...."


cd.


Reakcja Piotra na pytanie Jezusa: „Czy i wy chcecie odejść?” jest ciekawa także z innego względu. Odpowiedź Piotra: „Panie! Do kogo pójdziemy?” przekazuje w sposób jednoznaczny taką informację, iż Piotr nie ma zamiaru odchodzić od Jezusa bez względu na to, co zrobią inni. Inni uczniowie odchodzili – więc całkiem ludzką rzeczą byłoby pójść za tłumem – tym bardziej że to były faktycznie tłumy, które odchodziły od Jezusa – dziesiątki, setki, a nawet tysiące osób. Ale dwunastka pozostała wierna. Piotr też. I on wyraził to w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości, że nie zamierza iść za tłumem. Że wie, co ma robić i jak żyć – i będzie tak żyć bez względu na to, co zrobi tłum. Piotr nie sugerował się tłumem w swoich decyzjach. Sam w sobie wiedział, co jest słuszne.



Ja też wiem, jaka powinna być moja droga i decyzja nawet najbliższej i najdroższej mi osoby nie wpłynie na to, jaką drogą będę iść i co będę w życiu robić. Bo ja wiem, co mam robić. A będę robić to, co uważam za najlepsze. Pójdę za Jezusem.

K.Sz. 

czwartek, 22 stycznia 2015

6. "Panie, do kogo pójdziemy?" - droga za Jezusem jako jedyna dobra alternatywa

Lecz są pośród was tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda. I mówił: Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie może przyjść do mnie, jeśli mu to nie jest dane od Ojca.
Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło. 
Wtedy Jezus rzekł do dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? Odpowiedział mu Szymon Piotr: Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Chrystusem, Synem Boga żywego.
Ewangelia wg św. Jana 6:64-69


Jezus mówił czasem bardzo twarde słowa. Ale taka właśnie najczęściej jest prawda: twarda i surowa. Dlatego też wielu Jego uczniów zgorszyło się Nim właśnie z powodu tego, co mówił. I chociaż wcześniej Go kochali – to pod wpływem Jego słów znienawidzili Go i opuścili. Wtedy Jezus skierował pytanie do swojej dwunastki, którzy z Nim byli, czy i oni też może chcą od Niego odejść... Tak, my zawsze mamy możliwość odejścia od Jezusa. I wtedy Piotr odpowiedział coś, co do dziś odbija się głębokim echem w moim sercu: „Panie! Do kogo pójdziemy?”. Słowa te obnażają tragizm sytuacji człowieka bez Boga. Człowiek nie ma dokąd pójść, gdzie mógłby czuć się bezpieczny i zrozumiany, gdzie odnalazłby siebie, gdzie w ogóle jest coś, co można nazwać życiem. Coś takiego jest tylko u Jezusa. Jeżeli więc zrezygnujemy z Jezusa, to tak, jak byśmy rezygnowali w ogóle z życia... bo poza Nim nie ma żadnego życia – jest tylko przerażająca i beznadziejna pustka... Słowami tymi Piotr jednocześnie podkreśla, że chociaż bycie z Jezusem nie zawsze jest łatwe – to jest to jednak najlepsza alternatywa, jaką może wybrać człowiek dla swojego życia. Innymi słowy Piotr powiedział: „Panie, z Tobą jest czasami ciężko, ale bez Ciebie – to już totalna beznadzieja. I nawet gdybyśmy chcieli odejść na jakąś łatwiejszą drogę – to nie mamy dokąd pójść, bo takiej drogi po prostu NIE MA. Ta trudna droga z Tobą i tak jest łatwiejsza i lepsza od wszystkich innych.”. Tak. Bo taka jest prawda. Bo tylko tu, na tej drodze za Jezusem, są słowa żywota wiecznego, tylko tu są słowa, które niosą ze sobą życie. I cieszę się, że Piotr powiedział to, co inni uczniowie tylko pomyśleli – bo dzięki temu stał się wsparciem też dla nas, że te same cierpienia, które są naszym udziałem, są też udziałem wszystkich braci w świecie... dlatego trzeba cierpliwie i nieustannie, stale iść do przodu – bo innej drogi po prostu nie ma... nie ma... nie ma... nie ma... nie ma... nie ma... nie ma...

K. Sz.


środa, 21 stycznia 2015

5. Wiersz - NA ROZSTAJU DRÓG



NA ROZSTAJU DRÓG

na rozstaju życia dróg
postawił ciebie Bóg
a raczej sam doszedłeś tam
gdzie droga się kończy nam

dalej szlak już nie prowadzi prosto -
nie, nie jest wcale prosto...
dalej jest tylko w prawo albo w lewo
a jeśli nie skręcisz – to w drzewo

dalej nie obejdzie się już bez decyzji
teraz potrzeba dużej twojej precyzji
aby właściwie ocenić oczekiwania
żeby potem nie było rąk załamywania

po lewej masz odrażającą ciemność
pułapki, zdrady, nienawiść i złość
smutek i rozpacz w ciemnej szacie
nie, to nie damy – to cienie czarcie

po prawej masz prawdziwą światłość
czystą miłość, pokój i radość
tamtędy chodzi piękna dama nadziei
z uśmiechem co każde serce rozklei

więc niby co za trudność wyboru?
któż by się wahał co do wyboru toru?
jednak gdy się przyjrzysz temu bliżej
sprawa nie jest tak prosta jak powyżej

droga po lewej ma dobry dział reklamy
co uwodzi przystojnych panów i piękne damy
co zachęca do siebie pielgrzymów
blichtrem, pychą i łatwizną umów

ale potem następuje nagły zwrot akcji -
jednak nikt nie przyjmuje reklamacji -
serce złamane jest jej darem
i potem już nie kusi swoim czarem

jednak później często wycofać się z niej już nie da
bo łapie w swe sidła jak młodzieńca, tak zgreda
wikła, wciąga, zwodzi, zniewala, związuje i mota
a potem... pozostaje już tylko zgryzota

droga po prawej jest skromna i zdaje się być szara
tam liczy się pokora, wierność, wytrwałość i wiara
i choć brak jest tam łatwizny oraz wielu ułatwień
to tylko tam naprawdę można pozbyć się zmartwień

tylko tam można spotkać prawdziwość zdarzeń
tylko tam można znaleźć głębię marzeń
tylko tam są ścieżki drogi nowej
tylko tam znajdziesz spójność myśli ideowej

choć jest to droga trudna i wyboista
to jednak w swej naturze piękna, mądra i czysta
tam znajdziesz obfite zdroje wód żywych
lecz ostrzegam – to nie jest droga dla leniwych


K.Sz.


wtorek, 20 stycznia 2015

4. Prawdziwy Skarb - jego cena i szansa na zdobycie

Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli skarbu,
który człowiek znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko,
co ma, i kupuje oną rolę.

Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł,
Który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną,
poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.”

Ewangelia wg św. Mateusza 13:44-46


Niektórzy chcieliby traktować Królestwo Niebios jako jakąś broszkę albo kwiatek do kożucha. Jako dodatek do życia, a nie jako główny jego sens i cel. Jako uzupełnienie na wolną chwilę, a nie jako główny motor wszelkich działań. Często pragniemy zdobyć po drodze wszystkie nasze egoistyczne cele, a przy okazji załapać się jeszcze na autobus do nieba. Tyle, że ten autobus odjeżdża tylko raz albo dwa razy w życiu – i jeśli na niego nie zdążysz, prawdopodobnie nigdy nie dotrzesz do tego celu, jakim jest Królestwo Niebios.

W powyższych przypowieściach wyraźnie zarysowują się dwa elementy: że aby zdobyć Królestwo Boże, musi pojawić się odpowiednia na to szansa i trzeba zapłacić odpowiednią cenę. Zarówno znalazca skarbu – nabywca roli – jak i poszukiwacz pereł trafiają na niezwykłą szansę – znajdują coś niezwykle cennego. Znalazca skarbu wręcz specjalnie ukrywa go, aby nikt go nie znalazł do czasu, dopóki nie zostanie zakupiony wraz z rolą, na której się znajduje. W głębi serca znalazca skarbu dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że to jest ogromna szansa dla niego – i jeśli nie wykorzysta jej właśnie teraz, to straci swoją życiową szansę... To trochę tak jak z trafieniem szóstki w totka – masz wielkie szczęście, jeżeli uda Ci się trafić taką szóstkę; nie słyszałam, aby komukolwiek udało się trafić szóstkę dwukrotnie – nie mówiąc o większej liczbie takich trafień. Bo Królestwo Boże to jest najwyższa wygrana w loterii zwanej życiem.

Dlaczego znalezienie Królestwa Bożego jest taką rzadką szansą? Przecież Bóg, można powiedzieć, jest zawsze i zawsze chce nam dać zbawienie. Owszem. Ale pojawienie się w naszym życiu szansy na zbawienie związane jest raczej z cechami naszej ludzkiej natury, która jest jaka jest – a nie z przyczynami po stronie Boga. Bo przeważnie jest tak, że dłuższy czas dojrzewamy w życiu do tego, aby zrozumieć, że w ogóle jest Królestwo Niebios, a potem – jaką ma naprawdę wartość. Dojrzewamy do potrzeby posiadania w życiu czegoś naprawdę wartościowego, nieprzemijającego, nadającego sens życiu. Dojrzewamy do zrozumienia życia jako takiego, wieczności i potrzeby przygotowania się do niej. Dlatego moment, kiedy do tego dojrzejemy, jest dla nas niesamowitą szansą na złapanie autobusu do nieba. Nie możemy tego momentu przegapić – bo jeżeli zlekceważymy go, to potem najczęściej jest tak, że inne sprawy zajmą nam serce i głowę do tego stopnia, że wypchną i całkowicie zduszą tę wewnętrzną potrzebę rozpoczęcia nowego życia i pojednania się z Bogiem. Nasz sposób odczuwania i przeżywania spraw jest bowiem dynamiczny – jeżeli coś zlekceważymy w tej chwili, w której to do nas przychodzi z całą swoją świadomością – to prawdopodobnie drugiego takiego momentu nie będzie. Dlatego nie można lekceważyć tego przejmującego wołania w sercu o sens i cel życia, o ingerencję Boga. Bo to, że teraz słyszysz takie wołanie – wcale nie znaczy, że będziesz je słyszeć w przyszłości. Dlatego dzień, w którym rozumiesz potrzebę poszukiwania czegoś głębszego w swoim życiu, rozumiesz istnienie konieczności pojednania się z Bogiem i szukania Go w swoich życiu, uregulowania zaległych spraw – jest dniem Twojej szansy, której nie wolno Ci przegapić! To jest Twój dzień – wykorzystaj go jak najlepiej.

Jeżeli natomiast chodzi o cenę, jaką trzeba zapłacić, żeby zdobyć Królestwo Boże – to widzimy, że jest ona jasno określona i nie jest bynajmniej mała. W pierwszej przypowieści znalazca skarbu sprzedaje wszystko, co ma, aby nabyć rolę ze skarbem. W drugiej – kupiec-kolekcjoner pereł również musi sprzedać wszystkie dotychczas zgromadzone perły, aby kupić tę jedną jedyną, najcenniejszą, jaką znalazł. Cena jest jasna i taka sama w obu przypowieściach – jeżeli chcesz zyskać Królestwo Boże, na szale musisz położyć dosłownie wszystko. Wszystko co masz i kiedykolwiek możesz mieć – musi być podporządkowane temu jednemu celowi – zdobyć Królestwo Boże. Bo inaczej po prostu nie uda Ci się to z tej prostej przyczyny, że nie będzie Cię na nie stać. Bo przy pierwszym trudniejszym teście wypadasz z gry. Pierwsza większa próba rozłoży Cię na łopatki. Dlatego nie da się Królestwa Bożego zdobyć przy okazji realizacji jakichś innych celów, które będą dla nas ważniejsze niż zdobycie Królestwa Bożego. Bo to właśnie Królestwo Boże musi być najważniejsze w naszym życiu, a wszystko inne – jemu podporządkowane. Bo tylko wtedy będzie Cię stać na zdobycie go.


Królestwo Boże – najpiękniejsze
Królestwo Boże – najcenniejsze
Warte naszego serca, siły, trudu
By pozbyć się z duszy brudu

Królestwo Boże to skarb
To nie jest żaden duszy garb
Królestwo Boże to perła cenna
Bez niego życie – to gehenna

niedziela, 18 stycznia 2015

3. Jak mieć i nie stracić, ale mieć więcej?

Powiadam wam, iż każdemu, kto ma, będzie dane,
temu zaś, który nie ma, i to, co ma, będzie odebrane.”
Ewangelia wg św. Łukasza 19:26

Ludzie bardzo łatwo spoczywają na laurach. Nauczą się paru rzeczy pożytecznych do życia i już wydaje im się, że wiedzą wszystko o życiu. Nie dążą do zdobywania nowej wiedzy i nowych umiejętności. Nauczą się paru dobrych zachowań – i nie szukają ich więcej – uważają, że to, co mają, im wystarczy. Że wystarczy na teraz, na przyszłość, na zawsze. Że wystarczy do zbudowania prawdziwej miłości i głębokiego szczęścia. Otóż nie – nie jest tak. Jezus nas ostrzega, że jeśli ktoś nie pomnaża nieustannie tego, co zdobył – w pewnym momencie straci wszystko, co udało mu się do tej pory zgromadzić. Zjawisko to można porównać do gromadzenia oszczędności przez babcię, która od dwudziestu lat zbiera pieniążki do skarpetki – nie inwestuje, nie obraca tym, nie pomnaża. A po dwudziestu latach okazuje się, że te ciężko uciułane oszczędności całkowicie straciły na swojej wartości wskutek inflacji. I chociaż niby nadal ma te swoje banknotki – ale nie mają one już więcej żadnej wartości – bo nie zauważyła, że w międzyczasie oprócz inflacji była też ich denominacja. Banknoty i monety, które posiada, nie są już więcej używane w obrocie jako środek płatniczy. Całkowicie straciły swoją wartość nabywczą. I podobnie jest ze zbieraniem skarbów duchowych – musisz stale i z całej siły dążyć do ich pomnażania, do gromadzenia ich coraz więcej i więcej, do używania ich na co dzień (symbolicznie: musisz puszczać je w obrót) – co spowoduje, że będą się pomnażać (zdobywanie doświadczenia pomaga podejmować coraz bardziej trafne decyzje w kwestii naszych zachowań, w kwestii rozeznania, co jest dobre i szlachetne).

Pamiętaj – jeżeli nie będziesz pomnażał tego, co masz teraz, jeżeli stale i z całej siły nie będziesz dążył do lepszego pojmowania i praktycznego wykonywania dobra i szlachetności w swoim życiu – pewnego dnia nagle okaże się, że nic nie pozostało z tego, co wcześniej nazbierałeś, i czego do tej pory nauczyłeś się – okaże się, że nic już więcej nie masz. Że to, co nazbierałeś do tej pory zbutwiało i pogryzły mole. Że zleżało się nieużywane i do niczego więcej już się nie nadaje. Bo gdy weźmiesz do ręki – rozsypuje się jak próchno. Bo „każdemu, kto ma, będzie dane, temu zaś, który nie ma, i to, co ma, będzie odebrane.”.

A więc, Kochani – zakasujmy wysoko rękawy – i śmiało do dzieła! :)

sobota, 17 stycznia 2015

2. Jak żyć, gdy inni komplikują nam życie?

"Albowiem są trzebieńcy, którzy się takimi z żywota matki urodzili, 
są też trzebieńcy, którzy zostali wytrzebieni przez ludzi, 
są również trzebieńcy, którzy się wytrzebili sami dla Królestwa Niebios. 
Kto może pojąć, niech pojmuje!"
Ewangelia wg św. Mateusza, 19:12

To jest fragment, który rzadko jest cytowany i komentowany. I nawet nie wiem dlaczego. Bo porusza on bardzo istotną dla nas kwestię – że chociaż mamy wolną wolę, to jednak nie wszystko od nas zależy i w niektóre skomplikowane i trudne sytuacje życiowe zostajemy uwikłani przez innych ludzi – i to nawet wtedy, gdy dotyczą one najbardziej osobistych i istotnych dla nas sfer życia.

Każdy z nas stara się iść taką drogą, jaka wydaje mu się właściwa i odpowiednia. Czasem jednak napotykamy w naszym życiu na przeszkody, których nie dajemy rady przeskoczyć ani obejść, a które skutecznie blokują naszą dalszą drogę, dalsze nasze ruchy. I tak przykładowo biznesmen, który z sukcesem prowadzi biznes, może nagle go utracić, jeżeli jakiś urzędnik poweźmie wobec niego złośliwe podejrzenia – np. że są jakieś zaległości podatkowe. Samo podejrzenie takiej sytuacji niejednokrotnie sprawia, że biznes upada. Wcale nie musi dojść do faktycznego nie płacenia podatków przez daną firmę. A dzieje się tak dlatego, że skarbówka wchodzi na konto bankowe danej firmy i blokuje środki na nim zgromadzone do czasu wyjaśnienia sprawy. Zablokowanie konta często w sposób natychmiastowy powoduje brak płynności finansowej przedsiębiorcy, która z kolei może spowodować i najczęściej powoduje niemożliwość wywiązywania się z zobowiązań i zerwanie intratnych kontraktów, w dalszej kolejności utratę klientów, i w konsekwencji – załamanie się całego biznesu – czyli działalności, która w swojej istocie była pożyteczna. Pożyteczna dla przedsiębiorcy, dla lokalnej społeczności, dla kraju. Działalności, która tak naprawdę niczemu sama nie była winna, nie łamała prawa i nie zaniedbywała się w płaceniu podatków. Przyczyną nieszczęścia była tylko złośliwość urzędnika – nakierowana na to, aby zostało zniszczone to, co w swej naturze było piękne i pożyteczne.

Podobnie jest w kwestiach innej natury, nawet tych dotyczących sfer bardziej osobistych, jak np. zaspokajanie naszych naturalnych popędów płciowych. Ten temat porusza Jezus w cytowanym powyżej fragmencie. Jezus przedstawia różne sytuacje życiowe ludzi. Trzebieńcem (eunuchem) ktoś może urodzić się, może zostać na własne życzenie lub po prostu nie ma innego wyjścia. Bo czasem jest tak, że ktoś urodził się z brakiem popędu płciowego, czasem tak, że sam osobiście podjął decyzję o tym, aby nie zaspokajać swoich popędów i w ten sposób sam się ograniczył, a czasem, niestety, jest jednak także i tak, że pomimo posiadania silnego popędu płciowego i wielkich chęci do jego zaspokajania – nie ma takiej możliwości z powodu okoliczności życiowych. Chodzi mi tu o takie okoliczności, które od człowieka samego nie zależą, ale został w nich postawiony przez innych ludzi. I tak niektórzy zostali oszukani przez małżonka jeszcze przed ślubem i do ślubu nie wiedzieli, że partner jest oziębły; inni – zostali zdradzeni i odrzuceni w jakimś momencie trwania swojego małżeństwa, jeszcze inni – stanęli wobec tragedii życiowej utraty zdrowia i m.in. sprawności w tym względzie u siebie lub u swojego małżonka – i pomimo zgodnej woli i chęci obu stron zaspokajanie ich popędów nie jest już więcej możliwe; nadto dochodzą nieprzewidywalne sytuacje rozdzielenia małżonków z konieczności zewnętrznych okoliczności, na które nie mają oni wpływu, jak np. niezasłużone więzienie, zsyłka na Sybir itp.

Jednakże Pismo Święte uczy nas, że człowiek w każdej sytuacji powinien zachowywać się z godnością i zgodnie z zasadami. Silne pragnienie czegoś nie usprawiedliwia nawet najmniejszego przestępstwa i odstępstwa od wskazanych przez Boga zasad. Może tłumaczyć takie odstępstwa – ale ich nie usprawiedliwia.

Człowiek powinien być w każdych okolicznościach istotą moralną, zachowywać czyste sumienie, nie łamać barier z czysto egoistycznych powodów albo złych motywacji.

W powyższym fragmencie odczytuję zachętę Jezusa do cierpliwego znoszenia trudności również w dziedzinie popędu seksualnego, jeżeli zaspokojenie go miałoby się wiązać ze złamaniem jakiegoś Bożego przykazania. Mówi się wtedy po prostu: trudno, stało się. Trzeba to umieć znieść z podniesionym czołem – a nie wstępować na drogę zakazanych praktyk. Bo to, jaki człowiek jest z charakteru i wnętrza, określają raczej jego reakcje na konkretne trudności i sytuacje życiowe niż to, co o sobie na ten temat myśli. Tworzyć teorie na temat siebie i swoich zachowań jest łatwo – ale dopiero praktyka to wszystko weryfikuje. I wtedy prawda o nas wychodzi na jaw jak szydło z worka...

Kocham przede wszystkim twoją duszę,
A koncentracja na ciele – to dla mnie katusze.
Kocham szlachetność, kocham zacność,
Bo dla mnie moralność – to prawdziwa wartość.

1. Tajemnica małżeństwa ;)

A powiadam wam: Ktokolwiek by odprawił żonę swoją, z wyjątkiem przyczyny wszeteczeństwa, 
i poślubił inną, cudzołoży, a kto by odprawioną poślubił, cudzołoży.
Rzekli mu uczniowie: Jeśli tak się przedstawia sprawa męża i żony, nie warto się żenić.
A On im powiedział: Nie wszyscy pojmują tę sprawę, tylko ci, którym jest dane.”
Ewangelia wg św. Mateusza, 19:9-11


To jest bardzo ciekawy fragment na temat rozwodów – bardzo jasny w swojej wymowie: raz zawarty związek małżeński związuje człowieka do końca życia. Jednakże wielu ludzi niestety tego nie akceptuje. Nie może zrozumieć, jak można związać się z kimś na całe życie bez względu na to, co będzie działo się w przyszłości. To wydaje się niewyobrażalnie trudne i ryzykowne – przecież nigdy nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. Ale – jak widać – nie tylko ludziom współczesnym jest to trudno pojąć i zaakceptować. Ówczesnym również trudno było się z tym pogodzić. A wręcz spontaniczną reakcją słuchaczy było w ogóle odrzucenie instytucji małżeństwa jako takiego – tak przerażającą była dla nich perspektywa braku możliwości zmiany małżonka w przypadku, gdyby coś poszło nie tak.

Ciekawa jest też reakcja samego Jezusa na załamanie uczniów. Wynika z niej wyraźnie, że sprawy dotyczące małżeństwa są trudne i niełatwe do zrozumienia. Jezus podkreślił, że nie każdy pojmuje te sprawy. Więc jeżeli buntujesz się na taką właśnie opcję małżeństwa, aby być do końca życia z jednym partnerem i nigdy nawet nie rozważać możliwości zmiany – to być może należysz właśnie do tej grupy osób, która jednak nie daje rady pojąć istoty małżeństwa... ;)