sobota, 6 czerwca 2015

HA, HA - NO I CO JA TAM WIDZĘ? ;)

KAŻDY CZŁOWIEK JEST KŁAMCĄ


każdy człowiek jest kłamcą,
każdy prawdy nie widzi;
póki go światło nie oświeci –
miast prawdy coś mu się przywidzi

człowiek błądzi po omacku,
bo sam w sobie światła nie ma;
nie widzi drogi, którą ma iść –
szybko leci do ognia jak ćma

każdy człowiek zbacza z drogi,
gdy nie widzi światła z góry;
błądzi bogaty, jak i ubogi –
bo jest bardzo głupi z natury



piątek, 5 czerwca 2015

JAK UWOLNIĆ SIĘ OD FATUM ŚMIERCI

Nie okradaj nędzarza, gdyż jest nędzarzem,
nie depcz ubogiego w sądzie,
gdyż Pan broni ich sprawy
i pozbawia życia tych, którzy ich krzywdzą.”

Przyp. Sal. 22:22-23

Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne jest ich postępowanie dla ich własnego życia. Chodzi o jakość tego postępowania. Okazuje się, że można stracić własne życie na własne życzenie w sensie bardzo dosłownym – i wbrew własnej woli. Może to być jakiś nieszczęśliwy wypadek, śmiertelna choroba, ale mogą to być też myśli samobójcze. Wystarczy tylko krzywdzić ubogiego – a fatum śmierci mamy gwarantowane. Bo Bóg pozbawia życia tych, którzy krzywdzą ubogich – a więc pozbawionych realnej obrony przed niesprawiedliwością i krzywdą. Dlatego oto – chcesz zachowywać życie – to nie krzywdź ubogiego. Skrzywdzisz ubogiego – podepczesz swoje własne życie. Taka prawda. Chcesz uwolnić się od fatum śmierci – napraw błędy przeszłości związane z krzywdzeniem ubogiego; bowiem dopóki tego nie zrobisz, śmierć będzie deptać Ci po piętach jak najwierniejszy prześladowca. I nie zrobisz przed nim uniku; tylko gorliwa modlitwa o Ciebie Twojej ofiary może Ci nieco przedłużać życie tak, abyś miał więcej szans naprawienia swoich błędów. Nie lekceważ więc spraw związanych ze sprawiedliwością w życiu, bo dbając o sprawiedliwość i uczciwość we własnym postępowaniu dbasz tak naprawdę o własne życie – i to w sensie bardzo dosłownym.

piątek, 15 maja 2015

IDĘ W STRONĘ MIŁOŚCI... chodź ze mną :)



O, Bracie, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
Ja idę tam, gdzie wielka miłość wiecznie trwa,
gdzie radości moc i wciąż piękny kwitnie maj,
Ja idę tam, gdzie Bóg dla swoich szczęście da...

O, Siostro, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
bo tylko tam, twych trosk ustanie wszelki ból,
tylko tam pochwyci duszę prawdziwy raj,
bo tylko tam powita cię miłości Król...






KLUCZEM JEST TRWANIE, STAŁOŚĆ




„Tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny;
Tych zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta.”

Rzym. 2:7-8

Tak, „trwanie” to bardzo istotna cecha życia i postawy chrześcijanina: trwanie w nadziei, w wierze, w niezachwianej ufności ku Bogu, w dobrym uczynku...

Właśnie dzisiaj w powyższym fragmencie uderzył mnie szczególnie ten aspekt stałości. Stałości w podjętym dobrym dziele. Bo w życiu naśladowcy Chrystusa wcale nie chodzi o jakieś jednorazowe akty „strzeliste”, ale właśnie o stałość, wytrwałość w tym, co dobre. Chodzi o „trwanie”, o „trwanie w dobrym uczynku”, czyli w nieustannym czynieniu dobra, a nie tylko o chwilowe czy wręcz jednorazowe poświęcenie. Bo tylko taka postawa i działanie przekonuje Boga – ale, o dziwo, nie tylko Boga, ale także i ludzi. Bo chyba nikt nie będzie pod wrażeniem choćby nawet wielkiego, ale „słomianego” zapału; natomiast wobec jakiejś długotrwałej dobrej i pięknej postawy – i owszem, a nawet bardzo. Na Bogu robi wrażenie jak widać to samo, co i na ludziach: żeby coś było naprawdę piękne, to musi być nie tylko piękne, ale i trwałe, tj. trwające w długim czasie – dopóki życia. Bo jeśli coś pięknego trwa tylko jakiś określony czas, może nawet tylko moment, chwilkę – to tak naprawdę raczej tylko rozdrażnia, a nie wzbudza podziw czy zachwyt – bo potem pozostawia po sobie tylko jeszcze większą pustkę i ból niż to było wcześniej.

Warto podkreślić, że jeżeli człowiek ustanie w czynieniu dobra i zwróci się ku złemu choćby nawet dopiero pod koniec życia, to i tak ściągnie na siebie hańbę i złą sławę, i nie będzie się pamiętało jego wcześniejszych dobrych uczynków. Zapisze się na czarnych kartach historii. Niestety tak to działa. Bo w życiu nie chodzi przecież o piękne całowanie i przytulanie tylko w okresie narzeczeństwa – bo to każdy łatwo może osiągnąć – ale o piękne całe życie, również po ślubie; tak, o to właśnie chodzi. O piękną miłość przez całe życie, a nie tylko w okresie początkowego zakochania. I dopiero coś takiego robi na mnie wrażenie. Ogromne wrażenie. A na Tobie?

Ale jest możliwa i druga opcja. Ktoś, kto źle postępował przez całe życie nagle postanawia zmienić swoje życie. Zwraca się ku dobru. Pozostawia to, co złe. Staje się gorliwym wykonawcą dobra. Czy taki człowiek robi wrażenie? Tak, na mnie robi. Dobro, którego gorliwym rzecznikiem się staje, jakby przykrywa całe to zło, które było w jego życiu do tej pory – i historia zapisuje go na jasnych kartach zapamiętując go jako człowieka, w którym obudziło się sumienie, człowieczeństwo... i który swoimi dobrymi uczynkami wynagradza te złe – jak celnik Zacheusz, który uwierzył w Jezusa. Od razu zrobił radykalny remanent swojego życia: „Zacheusz zaś stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób.” Łuk. 19:8. Zacheusz zapisał się na chlubnych kartach historii. Został uczniem Chrystusa i gorliwym rzecznikiem dobra (wraz z przyjaciółmi, których zaprosił na spotkanie z Chrystusem, i którzy również uwierzyli w Jezusa będąc pod wielkim wrażeniem Jego osoby); do tej pory zadziwia i robi na nas wrażenie to, jak bardzo radykalnie Zacheusz potrafił zmienić swoją postawę i życie. Ze słynącego z nieuczciwości zawodu celnika potrafił odbić od reszty, stał się wyznawcą Chrystusa, który – w odróżnieniu od kolegów po fachu – zaczął żyć sprawiedliwie. Nadal był celnikiem – ale to było już całkiem inne życie... 
 


środa, 13 maja 2015

A JA MYŚLAŁEM, ŻE BĘDĘ MÓGŁ ZNIEŚĆ TO CIERPIENIE...


O, jak mnie boli moja rana! Mój cios jest nieuleczalny! A ja myślałem, że będę mógł znieść to cierpienie.
Lecz mój namiot jest zniszczony i wszystkie moje sznury są zerwane: moi synowie odeszli ode mnie i nie ma ich. Nikt już nie rozepnie mojego namiotu, nikt nie rozciągnie moich zasłon.”

Jer. 10:19-20

Prorok mówi tu o niezwykłym cierpieniu swojego narodu z powodu grzechu, z którym to cierpieniem całkowicie się utożsamia. I chociaż sam rodziny nie posiada, to jednak o losie swojego ludu mówi tak, jak o losie swojej najbliższej rodziny. Bardzo płacze i rozdziera mu się serce, gdy widzi cierpienia, jakie nadchodzą na jego lud. Jeszcze co prawda nie nadeszły, ale jest pewien, że nadejdą – oczyma wiary je widzi. Wiary w Boże objawienie. Bo Bóg mu objawił, co się stanie z narodem, który odstąpił od Boga. Z jego narodem. I wszystko dokładnie tak się później stało, jak prorok zapowiedział.

Podobnie i nasza dusza znosi katusze, gdy widzimy cierpienie, które dotyka osoby, które kochamy. Wtedy przeżywamy wszystko tak samo, jak by to wszystko, co ich spotyka, spotykało nas osobiście – czujemy się tak, jak byśmy to właśnie my cierpieli, jest nam strasznie przykro, boli nam dusza.

Bóg objawił Jeremiaszowi, co się stanie z Izraelem z powodu grzechu, jakiego się dopuścił. Objawił, że zostanie pozbawiony swoich domów i dzieci, że pójdą na wygnanie – że namioty ich będą zniszczone, sznury zerwane (ogniska domowe, więzy rodzinne, rodziny), że nikt ich nie naprawi, że synów już nie ma, bo albo zginęli albo poszli do niewoli i nie wrócą. Niewola babilońska Izraela miała trwać aż siedemdziesiąt lat, aby ziemia mogła wziąć należny jej sabatowy odpoczynek, którego Izrael nie chciał jej dać, choć Bóg tego od nich wymagał. Izrael złamał Boże przykazanie – dlatego nadchodził czas, kiedy będą musieli spłacić całe zadłużenie, jakie mieli u Boga z tego tytułu względem swojej ziemi. Skoro nie chcieli przestrzegać przykazania wtedy, kiedy była na to pora, to teraz będą musieli przestrzegać tego z przymusu – ziemia odbierze cały odpoczynek, jaki się jej należy dlatego, że nie będzie więcej jej ciemięzców – pójdą do niewoli.

Żydzi myśleli, że wykiwają Pana Boga – no bo co to za bzdurny przepis, żeby ziemia leżakowała nieuprawiana w latach szabatowych, które Bóg określił. Przecież to takie straty plonów. Marnotrawstwo. Mniejsza możliwość zarobienia kasy. A skoro przykazanie nie przelicza się na kasę, to jest głupie, prawda? Skoro przykazanie nie przelicza się na zyski, to jest bez sensu, prawda? Zyski w jakimkolwiek sensie, nie tylko materialnym. Niejeden w prostactwie swoim tak myśli. Ale Pana Boga nie da się oszukać. Ludzie, którzy nie chcą przestrzegać Bożych przykazań i oddawać Bogu tego, co mu się należy zgodnie z przykazaniami – stają potem w sytuacjach bez wyjścia, w których MUSZĄ oddać to, co Bogu zagrabili. Oczywiście dzieje się to już w inny sposób, niż to miało być początkowo – i choć może ktoś inny też nie skorzystał, kto powinien był skorzystać na przestrzeganiu przez nich danego przykazania, to jednak oni sami też nie odnoszą na tym żadnych korzyści. I tak np. ludzie chciwi ograbując Boga z należnych Mu dziesięcin lub nie płacąc podatków nie mają błogosławieństwa dla swoich przedsięwzięć, spadają na nich niespodziewane i nieoczekiwane wydatki i straty, coś się nagle psuje, ktoś choruje (wydatki na leczenie, brak pracownika – dodatkowe koszty) lub inne nieszczęścia, których nie byli w stanie uniknąć – i muszą straty nadrabiać właśnie tymi zaoszczędzonymi na łamaniu Bożych przykazań zaskórniakami. I w ten sposób kasę ukradzioną Bogu i tak tracą, nic nie zyskując na swojej przebiegłości i sprycie – tyle że może nie w formie dziesięcin, podatków czy wypłat należnych pracownikom, ale w formie odbudowywania strat na skutek jakichś tam złych zbiegów okoliczności typu zguba, choroba (bo wtedy nie można pracować i zarabiać), złośliwość ludzka, wypadki czy nawet kataklizmy. Innym przykładem może być człowiek, który nie pomógł bliźniemu, gdy ten był w potrzebie i powinien był mu pomóc, ale zatwardził swoje serce i nie pomógł mu – pewnego dnia sam znajdzie się w potrzebie, w której nikt mu nie udzieli pomocy – i to, co kiedyś „zaoszczędził” nie pomagając drugiemu, teraz będzie musiał spłacić wraz z odsetkami. Niestety, tak działają żelazne Boskie prawa, rządzące naszym życiem. Nie da się ich przeskoczyć, bo Bóg uczy i wychowuje wszystkich – i to bez względu na osobę – zarówno jednostki, jak i narody. Bo Bóg ma na myśli to, co najważniejsze: abyśmy nie stracili wieczności. Bo wieczność nie kończy się nigdy. Dlatego podsyła nam różne lekcje, żebyśmy nauczyli się myśleć i wyciągać wnioski zawczasu.

Prorok Jeremiasz bardzo przeżywa nieszczęścia, które przyjdą na jego naród tak, jakby one miały dotyczyć jego osobiście i jego najbliższej rodziny. Bardzo cierpi. Tak jest zawsze, kiedy kogoś kochamy – nigdy nie cieszymy się z jego nieszczęścia, nawet jeśli jest całkowicie zasłużone. Płaczemy nad nim tak, jak byśmy to my sami cierpieli (np. dyscyplinowanie dzieci nie sprawia przyjemności rodzicom, bo je kochają). Boli to nas, nie cieszy. A nawet jeśli tego typu sytuacja sądu Bożego dotyka naszych nieprzyjaciół i wrogów, to też nie cieszymy się z tego, ale płaczemy. Bo wiemy, jak to boli, czujemy ten ból, wiemy, jaki jest straszny. A z czyjegoś bólu nigdy nie można się cieszyć. Bo jeżeli cieszymy się z czyjegoś bólu i cierpienia, to wtedy Bóg może zwrócić się przeciwko nam i stać się naszym wrogiem – bo też i stajemy się winni przez nasze zachowanie. A nie życzę nikomu mieć Boga za przeciwnika.

Nie możemy być nieczuli na czyjąś krzywdę ani cieszyć się z niej, bo Bóg taki nie jest. A On powiedział, że do Niego mamy być podobni tak, jak dzieci są podobne do rodziców. Bóg mówi, że gdy karze nas, to wcale nie cieszy się z tego, ale w sercu płacze. Bóg powiedział o Izraelu, że jeżeli ten będzie grzeszyć, to będzie zmuszony ich karać – ale nie z radością, o nie. Powiedział, że z jednej strony będzie karał, ale z drugiej – w ukryciu płakać będzie. Bo Bóg jest prawdziwą, najprawdziwszą miłością – daje nam przykład postępowania i życia. Bóg bardzo kocha ludzi. Ale Bóg jest przecież nie tylko miłością, ale i sprawiedliwością. Oprócz miłości są również wymagania sprawiedliwości – i nie można ich lekceważyć i pomijać. One muszą zawsze współgrać, iść w parze.

„Słuchajcie, nadstawcie uszu, nie wynoście się, gdyż Pan to mówi!
Oddajcie Panu, waszemu Bogu, chwałę, zanim zapadnie ciemność i zanim wasze nogi się potkną o mroczne góry. Gdy będziecie wyglądać światła, On zamieni je w ciemność i obróci w pomrokę!
A jeżeli tego nie usłuchacie, moja dusza w ukryciu płakać będzie z powodu waszego wygnania i moje oko zaleje się łzami, że trzoda Pana pójdzie do niewoli.”
Jer. 13:15-17







CZY TWOJE SPRAWY SĄ UPORZĄDKOWANE?



"21. Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd.
22. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd, a kto by rzekł bratu swemu: Racha, stanie przed Radą Najwyższą, a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny.
23. Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie,
24. Zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój.
25. Pogódź się rychło z przeciwnikiem swoim, póki jesteś z nim w drodze, aby cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia słudze, i abyś nie został wtrącony do więzienia.
26. Zaprawdę powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż oddasz ostatni grosz."

Mat. 5:21-26

Nie wystarczy „dobrze się czuć” albo po prostu być obojętnym na czyjś ból. Trzeba jeszcze dbać o uporządkowanie spraw swoich z innymi. Jeżeli wiemy, że ktoś cierpi z powodu naszej postawy, należy wrócić się do niego i  wyjaśnić sprawy tak, aby doszło do zgody (o ile to oczywiście możliwe) – aby jego serce się uspokoiło przed Bogiem. Naprawić swój błąd. Inaczej Bóg nie przyjmie od nas żadnego naszego daru, tj. żadnej modlitwy ani jakiejkolwiek innej ofiary (z życia, pieniędzy itp.).

I jeszcze jedno – nasza życiowa sytuacja na skutek nieuregulowania spraw może pogorszyć się do tego stopnia, że skończymy zniewoleni w duchu tak, jak bywają zniewoleni więźniowie w więzieniu – i więzienie to nie skończy się dla nas nigdy, ale będzie nas dręczyć dniem i nocą, aż oddamy ostatni grosz – bo Bóg będzie żądał od nas pełnej odpłaty za uczynione krzywdy. Oczywiście odpłaty z pełnymi procentami, jak należy. Dlatego nie można bagatelizować tych spraw. Bo niechcący możemy całkowicie zniszczyć sobie życie. Dokumentnie. I żadne – najlepsze nawet – techniki i starania nasze nie pomogą nam w dążeniu do szczęścia, jeżeli nieszczęście dręczyć będzie nas od środka dniem i nocą – a będzie tak dręczyć, dopóki nie odpłacimy za wszystkie krzywdy, do których się przyczyniliśmy. A jeżeli krzywdy te były wprost nieograniczone dla kogoś w jego duszy i życiu? To odpłata dla nas za te krzywdy też będzie nieskończona... a wiemy, gdzie jest takie miejsce. „Pachnie” siarką.

CZY CZEGOŚ CI BRAKUJE??


Psalm 23

Psalm Dawidowy.
PAN JEST PASTERZEM MOIM,
NICZEGO MI NIE BRAKNIE.
Na niwach zielonych pasie mnie. 
Nad wody spokojne prowadzi mnie.
Duszę moją pokrzepia. 
Wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości 
Ze względu na imię swoje.
Choćbym nawet szedł ciemną doliną, 
Zła się nie ulęknę, boś Ty ze mną, 
Laska twoja i kij twój mnie pocieszają,
Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich. Namaszczasz oliwą głowę moją, kielich mój przelewa się.
Dobroć i łaska towarzyszyć mi będą 
Przez wszystkie dni życia mego. 
I zamieszkam w domu Pana przez długie dni.

Tak, to jest niesamowite, że gdy Pan jest naszym Pasterzem, to naprawdę niczego nam nie brakuje. Niczego w duszy i w sercu – reszta jest nieważna. Bo Bóg sam jest dla nas zaspokojeniem wszystkich naszych potrzeb naszego wnętrza, nadto prowadzi nas do takich miejsc i zdarzeń w życiu, które dopełniają ten stan. Coś takiego możliwe jest tylko wtedy, gdy On jest naszym Przewodnikiem i On jest naszym Pasterzem. Gdy to właśnie On wskazuje nam te łąki, na których powinniśmy się paść... nie my sami wybieramy według własnego widzimisię, które najczęściej jest loterią na zasadzie chybił-trafił. A jakie jest prawdopodobieństwo trafienia na chybił-trafił wie najlepiej ten, kto grał w totolotka. Ile razy trafił szóstkę. Tak, tylko Bóg wie, które łąki są dla nas w życiu najlepsze. Który mąż/żona, która praca, dom, miejsce zamieszkania itp. Dlatego warto wszystko powierzać w Jego ręce i pilnie kierować się Jego wskazaniami, jeżeli faktycznie chcemy dojść na te soczyste niwy zielone, wody spokojne, stół obfitości zastawiony wobec wrogów... itd. Jeżeli chcemy dojść do celu i nie chybić.


wtorek, 12 maja 2015

CZY MASZ SENTYMENT DO GRZECHU?


A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego.”

Łuk. 9:62

Wybierając życie w Królestwie Bożym musimy mieć świadomość, że od tej pory we wszystkich naszych czynach i decyzjach życiowych będziemy musieli kierować się miłością do Chrystusa. Musieli? Nie, to źle powiedziane. Będziemy chcieli. Pragnęli całym sercem. Oglądanie się wstecz na inne motywacje działania to jak oranie z głową odwróconą do tyłu – nie ma szans, aby bruzda szła równo – pole się marnuje, bo tak nigdy nie uprawisz pola dobrze. Bo co wyrośnie, to zostanie zniszczone przy zbiorach. Albo nie wyrośnie. Takiego oracza nie wpuszczają na pole.

Gdy wybieramy drogę za Chrystusem, to swoją dotychczasową drogę musimy zostawić. Gdy wybieramy sposób życia według zasad i praw głoszonych przez Chrystusa, musimy zrezygnować ze wszystkiego, co tym zasadom i prawom się sprzeciwia. Często niestety są to rzeczy bardzo nam miłe pomimo tego, że są złe. Jednak miłość do Chrystusa zobowiązuje. Jeżeli Jego ukochaliśmy ponad życie, to wszystko inne powinno zostać sprowadzone do wartości śmiecia w naszym sercu – nawet te rzeczy pozornie dobre, ale konkurujące w naszym sercu z Chrystusem.

Podobnie jest gdy chłopak zakochuje się w dziewczynie. Wtedy tylko ta jedna jest dla niego cudowna, a wszystkie inne – tchnące martwotą statystki. Jeśli jednak tak nie jest – a chłopak deklaruje miłość dziewczynie – wówczas powstaje zasadne pytanie o to, czy faktycznie naprawdę kocha on tę dziewczynę, której wyznał miłość.

Chrystus jest zazdrosnym Bogiem. Nie toleruje miłości do wielu bogów. Nie toleruje miłości do żadnego innego boga oprócz Niego. Jeżeli ktoś wybiera Jego – to wszyscy inni bogowie muszą zniknąć z naszego życia. Wszystko inne, co jest nam drogie sercu porównywalnie do tego, jak drogi jest nam Chrystus – musi zostać ukrzyżowane, tj. wyrzucone z naszego serca, pozbawione wartości w naszych oczach. Jeżeli tak się nie dzieje i kochamy Chrystusa oraz innych bogów – będziemy przechodzić przez ogień prób i doświadczeń, które postawią nas w sytuacjach konieczności dokonania wyboru i jednoznacznego opowiedzenia się, kogo kochamy bardziej i z kim chcemy naprawdę żyć. Kogo wybieramy. Chrystus nigdy nie zadowoli się miejscem równorzędnym z czymś tam lub kimś tam jeszcze. On musi być droższy od każdego innego człowieka, od każdej innej sprawy i każdej innej rzeczy w naszym życiu. Jeżeli tak nie jest – z czasem ustępuje z naszego życia CAŁKOWICIE. I w sumie jest to chyba zupełnie zrozumiałe. Bo nikt z ludzi także nie chciałby wiązać się na stałe i wchodzić w małżeństwo z kimś, kto ma podzielone serce pomiędzy więcej kobiet/mężczyzn. Żadna dziewczyna nie chciałaby kochać chłopaka, który sypia z inną. Podobnie chłopak nie chciałby dziewczyny, która rozbiera się przed innym. Nasz związek z Chrystusem porównywany jest w Nowym Testamencie właśnie do małżeństwa, gdzie Chrystus jest oblubieńcem (mężem), a wierni – oblubienicą (żoną).

Jeżeli obracasz się wstecz idąc do Chrystusa, to znaczy, że w sercu masz tęsknotę za tym, co zostawiłeś właśnie dla Chrystusa. A to znaczy, że twoje serce nie jest całkowicie oddane Chrystusowi. Że jest coś innego, co kochasz co najmniej równie mocno lub nawet mocniej niż Chrystusa, bo Chrystus nie przysłania swoim blaskiem blasku tej rzeczy w twoich oczach. Dlatego nie jesteś godzien Chrystusa. Nie jesteś godzien Jego wielkiej i cudownej miłości, najpiękniejszej i największej na świecie. Nie nadajesz się do Królestwa Bożego, bo tam właśnie rządzi miłość do Chrystusa – i to ona zwycięża wszystko, co złe. Nasza miłość do Boga jest naszym zwycięstwem też nad naszym wrogiem, szatanem.

Podobne zasady rządzą życiem. Jeżeli jesteś z dziewczyną, a myślisz o innej, to znaczy, że nie kochasz tej, z którą jesteś. Nie oddałeś jej serca. Sercem jesteś gdzieś daleko. Jesteś rozdwojony – ciało tu, serce tam. Nie jesteś godzien tej dziewczyny, aby zajmować jej serce i życie. Jeśli jest wartościowa – tym bardziej nie jesteś jej godzien, a jeśli nie jest wartościowa – to też nie powinieneś z nią być, bo w pewnym sensie nie jesteś jej godzien – bo też ma prawo do tego, aby ktoś pokochał ją całym, a nie rozdwojonym sercem. Nie powinieneś jej łudzić, zwodzić ani dawać nadziei, która nigdy się nie spełni – i ty o tym dobrze wiesz już teraz, że nadzieja ta się nie spełni. Bo już teraz jej nie kochasz tak, jak powinieneś, bo serce masz podzielone. Jeżeli jednak nie zostawisz jej, by nie dawać jej złudnej nadziei – będziesz odpowiedzialny za to, że stanie się gorsza na skutek twojej niewłaściwej postawy. Bóg cię z tego rozliczy. Bo żadna z takich spraw nie uchodzi ludziom na sucho. Dlatego jest tyle cierpienia w tych tematach, bo każdy myśli tylko o sobie, a nie o tym, ile cierpienia zadaje innym.

Jeżeli z powodu Chrystusa przestajemy kraść, to nie możemy z żalem wzdychać, ile to byśmy mieli kasy, gdybyśmy nie służyli Chrystusowi, bo np. wtedy moglibyśmy brać łapówki i coś tam zachachmęcić w księgowości, z podatkami, płatnościami, nierzetelnie potraktować pracownika. Jeżeli ze względu na Chrystusa rezygnujemy z rozwiązłości, to nie możemy potem godzinami tęsknić za tym, co byśmy robili, gdybyśmy mogli, ale, niestety (sic!), nie możemy z powodu wiary w Chrystusa. Jeżeli ze względu na Chrystusa przestajemy cudzołożyć, to nie możemy potem tęsknić za intymnymi relacjami z obcą. Czujesz o co mi chodzi, czujesz ten bezsens? Albo Chrystus jest dla nas wartością, albo nie jest. Nie ma sensu się oszukiwać. Jeżeli uznajesz Chrystusa za wartość bezkonkurencyjną – to wszystko inne musi po prostu Jemu ustąpić, być słabe w twoich oczach w zestawieniu z Chrystusem. Musi znaleźć się na marginesie serca, życia. Bo całe serce wypełnia teraz Chrystus, który stał się naszym życiem. I w Nim mamy pełnię. Wszystko, czego potrzebujemy. Spełnienie duszy. Sens życia. Zdroje żywej wody. Obfitość.



CZY PRAGNIESZ WOLNOŚCI?




„Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi.”

Jan. 8:31-32

Pragniemy wolności. Choć na chwilę, choć na sekundę – by poczuć się wolnym jak ptak. Kochamy to uczucie w sercu, jakie nam daje czucie się wolnym. Niektórzy nawet marzą o samobójstwie w formie skoku z wysokości, żeby poczuć choć przez chwilę to uczucie wolności, jakie kojarzy się nam właśnie z lotem ptaka na wysokościach. Mówi się nawet: „wolny jak ptak”. Jednak akurat w tym przypadku nie wierzę, aby uczucie wolności towarzyszyło skaczącym z wysokości, jeśli nie są na środkach odurzających. Moim zdaniem samobójcom może towarzyszyć tylko paraliżujący strach – bo tak właśnie działa nasza psychika; nadto mamy duszę, która wyczuwa potężne zagrożenie i reaguje adekwatnie.

Ludzie na różne sposoby szukają wolności. Jedni poprzez bunt przeciwko wszystkiemu, co ich otacza, inni przez agresję, nałogi itp. Jednak to, co odkrywają, pokazuje im, że idąc taką drogą wpadają tylko jeszcze bardziej w coraz to gorszą niewolę. Czasem łącznie z więzieniem w realu.

Jest tylko jeden pewny sposób na znalezienie prawdziwej wolności. Wolności rozumianej jako uczucie dające nam poczucie swobody, braku ograniczeń w duszy – jak i faktycznej wolności do podejmowania decyzji, dokonywania wyborów, wybierania różnorodnych dróg i postaw w życiu. Kto zna ten sposób, tę drogę do takiej właśnie prawdziwej wolności?

Jezus wskazał nam tę drogę: jej istotą jest trwanie w przykazaniach i głoszonej przez Niego nauce. I to właśnie trwanie w tych przykazaniach w długim czasie jest drogą do prawdziwej wolności. Nie chodzi tu o jakiś krótki moment nawrócenia czy jakiś jednorazowy akt, choć faktycznie nawrócenie przynosi ogromną ulgę w życiu – ale to jest dopiero początek drogi do prawdziwej wolności. Cierpliwe trwanie w nauce Chrystusa w postawie i uczynku jest jedyną drogą do prawdziwej wolności. Wtedy to właśnie powoli zaczynają nam się otwierać oczy, spadają kolejne więzy i łańcuchy z naszej duszy, które nas ograniczają i zniewalają – aż w pewnym momencie spadną te ostatnie. I od tej pory nic nas już więcej nie będzie ograniczać. Bo staliśmy się PRAWDZIWIE wolni! :)

Tak, wolność Chrystusowa to jest PRAWDZIWA wolność. Nie ma nic piękniejszego. Naprawdę. Wtedy cały świat, wszystkie drogi stają przed nami otworem i odtąd już wiesz, że możesz wybrać każdą – masz do tego zdolność i siły. Jednak masz też wiedzę, że pewnych dróg nie możesz wybrać, jeśli nadal chcesz żyć w wolności. Jeżeli nie chcesz tej wolności utracić. Bo wybierając je, wybierzesz drogę spowrotem do pełnej niewoli. Twoja wolność skończy się w momencie wyboru tej drogi. Wybierzesz – a potem zginiesz w niewoli. Jednak w momencie wyboru nadal masz wolność. Drogę do niewoli też możesz sobie wybrać. Jednak nikt zdrowo myślący tego nie zrobi. Ja na pewno tego nie zrobię. Nie oddam swojej wolności. Zbyt drogo mnie kosztowała. I zbyt piękna jest w swojej naturze, aby oddać ją tak tanio. Aby w ogóle ją oddać. Kiedykolwiek i za jakąkolwiek cenę. Nie ma takiej ceny.

Wolność w Chrystusie – to jest wolność od więzów zła, od przymusu, by czynić zło. Wolność do tego, by czynić dobro. Takie, jakie chcesz. Jakie ci się żywnie podoba.





poniedziałek, 11 maja 2015

CZY TWOJE SERCE JEST ZŁAMANE?


Chodźcie, zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał,
On nas też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany!”

Ks. Ozeasza 6:1


Jednym z największych błędów, jaki ludzie popełniają, jest ucieczka od Boga pod wpływem bólu i cierpienia. Uciekanie od Boga jako forma ratunku przed cierpieniem – jak widać z powyższego fragmentu – jest zupełnie bez sensu, całkowicie mija się z celem. Ucieczka nie prowadzi nas ku uzdrowieniu naszej duszy, ale wręcz przeciwnie – pogłębia te rany. Bo tylko Bóg jest źródłem prawdziwego uzdrowienia. Oddalając się od Boga – oddalamy się od źródła życia...

Jedną z pierwszych zasad, którą wbiłam sobie do głowy na początku samodzielnej drogi za Bogiem było to, aby w chwili cierpienia i bólu NIGDY nie uciekać od Boga – ale wręcz przeciwnie – ZAWSZE czym prędzej biec do Niego, do Jego ramion, i wtulać się w Niego najmocniej jak potrafię. W momencie postanawiania, aby tak postępować, czułam, że jest to całkowicie sprzeczne z moją wiecznie przestraszoną i uciekającą naturą. Mój naturalny instynkt jest zupełnie przeciwny. Instynkt ten bowiem każe mi uciekać wręcz do mysiej dziury, chować się i chronić w chwili zranienia i cierpienia. Tego typu reakcje można zaobserwować także u zwierząt – że ranne zwierzę oddala się od grupy, szuka odosobnienia. Człowiek często reaguje podobnie. Zraniony ucieka od społeczności ludzi w samotność, a czasem wręcz w śmierć. To jest najgorsza droga, jaką może obrać w chwili trudności, kryzysu, cierpienia. Bo samotność rani jeszcze głębiej i pozwala ranom bezpiecznie i zupełnie bez przeszkód jątrzyć się – bo nic samo się nie uzdrawia, ale pogłębia się i pogarsza, zapieka goryczą. Gdy natomiast wracamy jak najszybciej, biegiem do Boga, który jest uosobieniem największej i najwspanialszej miłości, jaką świat kiedykolwiek poznał – nasze rany SZYBKO doznają uzdrowienia i zabliźniają się. Im szybciej wrócimy do Boga z otwartym, skruszonym i spragnionym sercem, tym szybciej doznamy pomocy i uzdrowienia.

W psalmie 147, werset 3 jest napisane, że Bóg „uzdrawia tych, których serce jest złamane, i zawiązuje ich rany.”. Bóg zakłada kojący opatrunek na rany naszego serca. Zmienia go na nowy z nową leczącą siłą tak często, jak często do Niego przychodzimy, aby czerpać zdrowie, posilenie i wzmocnienie, aby czerpać właśnie to lekarstwo, którego tak bardzo potrzebujemy do życia. Kojący balsam dla serca, duszy i całego ciała.





Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim.

Jezus powiedział:

„Jeruzalem, Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie chcieliście!
Oto wam dom wasz pusty zostanie.
Albowiem powiadam wam: Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim.”

Mat. 23:37-39


To jest bardzo ciekawe, że prorocy posyłani przez Boga do ludzi, byli kamienowani. Wiemy, że kamienowanie to była forma śmierci przeznaczona dla przestępców, ludzi złych i bezbożnych. A prorocy Boży przecież takimi ludźmi nie byli. Jednak tak ich postrzegano. Dlaczego?

Przyznam szczerze, że jest to dla mnie swoisty fenomen, szokuje mnie to. Bowiem kiedy zapoznaję się z życiorysami różnych proroków, ich postawą i słowami, które kierowali do jednostek i narodów, to naprawdę nie widzę w tym ani odrobiny zła. A wręcz przeciwnie – jestem pełna podziwu dla ich postawy pełnej poświęcenia i oddania dobrej sprawie. Jednakże nie było to ani zauważane, ani doceniane w ich otoczeniu. Ludzie kierowali do Bożych proroków wiele przykrych i bolesnych słów, oskarżeń, utrudniali im życie, prześladowali – a niejednokrotnie właśnie skazywali na śmierć. Śmierć męczeńską.

Zastanawiam się, jakaż mogłaby być przyczyna takiej ślepoty otoczenia. I czy aby na pewno chodziło o ślepotę – czy może raczej o świadome zamykanie oczu na dobro, które Boży prorocy czynili, zamykanie oczu na doskonałość drogi, którą wskazywali? A może to właśnie ich ideowość w słowach i czynach była solą w oku i dlatego wzbudzała taki gniew słuchaczy? Bo wykazywała, jak złe są uczynki słuchaczy. Odbierała podstawy do samozadowolenia i dumy z samego siebie... bo podstawy takie najczęściej tworzymy właśnie w porównaniu do otoczenia. Jeżeli jesteśmy lepsi od średniej, to czujemy się dowartościowani, jeżeli gorsi – to czujemy się gorsi. Jednakże nie zwracamy uwagi, jaki jest poziom tej „średniej”. A może ta „średnia” jest tak denna, że nawet jeśli się od niej odróżniamy na plus – to i tak nadal jest bardzo źle? O pewnej „średniej” tak jest napisane:

Najlepszy między nimi jest jak kolec, najuczciwszy jak cierń.”

Mich. 7:4

Jezus chciał to zmienić. Chciał wprowadzić odnowę moralną w narodzie. Odrodzenie prawdziwej wiary i miłości. Jednak mało kto go chciał słuchać; w zasadzie prawie nikt. Większość ostatecznie odrzuciła Jezusa i Jego nauczanie jako coś zepsutego i zatrutego, zupełnie nieużytecznego – choć nie znam niczego i nikogo piękniejszego i bardziej życiodajnego dla otoczenia niż właśnie życie i osoba Jezusa Chrystusa. Chrystus uczył mądrości i wiary w Boga, karmił głodnych, uzdrawiał, wskrzeszał z martwych. Samo dobro. A jednak... to jest dla mnie naprawdę niepojęte, jak to możliwe – a jednak. Jednak został CAŁKOWICIE odrzucony.

Jezus mówi, że z czułością matki („jak kokosz pisklęta”) chciał pocieszać i umacniać Izraela, aby ten trwał na wieki. Jednak Izrael odrzucił Jezusa wraz z całą Jego misją. Ówcześni odrzucili Jezusa, odrzucili dobro, jakie czynił, odrzucili Jego ogromne poświęcenie, a nawet ofiarę z życia, którą złożył na krzyżu. Dlatego z ogromnym smutkiem, ze łzami w oczach Jezus oznajmił Żydom, że ich dom im pustym zostanie. Opustoszeje. Jako naturalna konsekwencja odrzucenia Chrystusa, Jego ratunku i wybawienia. Ale też w tym tragizmie ich beznadziejnej sytuacji, w którą sami się wpakowali, dał im nadzieję. Nadzieję, że mogą Go jeszcze zobaczyć. Ale tylko pod jednym warunkiem. Tym warunkiem była zmiana postawy. Radykalna zmiana. Jeżeli uwierzą w Jezusa.

Albowiem powiadam wam: Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim.”

Z powyższej wypowiedzi wynika, że gdy Żydzi uznają Chrystusa tym, kim jest faktycznie, tj. że jest Synem Boga, że przyszedł do nich w imieniu Ojca, że przyszedł do nich ze szczególnie ważnym poselstwem od samego Stwórcy – wtedy znowu Go zobaczą. Wtedy, kiedy naprawdę całym sercem uwierzą w Jezusa, zobaczą Go.

W naszym życiu też mogą być analogiczne sytuacje. Może być tak, że głosiliśmy i pokazywaliśmy innym LATAMI dobro – czyli wszystko to, czego nauczyliśmy się od Chrytusa – a jednak ludzie to odrzucili. Zlekceważyli i zignorowali nasze słowa, czyny, poświęcenie. Wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu odejść. Pozostawić ich samym sobie, już bez nas – bez żadnej naszej pomocy i wsparcia. Skoro bowiem chcą czynić źle niech więc czynią, ale bez nas. I dopóki nie powiedzą, że to szczęście, gdy ktoś przychodzi do nich w imieniu Pańskim tj. gdy wskazuje im drogę do Boga, do dobrego że to jest wyróżnienie i błogosławieństwo, a nie przekleństwo czy kłoda rzucana pod nogi, to wtedy – i dopiero wtedy – ponowne wzajemne kontakty nabiorą jakiegoś sensu... i przede wszystkim będą w ogóle możliwe.


O łotrze nie będą mówić, że zacny...

„I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny.”

Izaj. 32:5
 

Jedną z najbardziej bolesnych rzeczy w naszym świecie jest to, że dobro nazywane jest złem, a zło dobrem. Że ludzie szlachetni są szkalowani, poniżani i niszczeni, a ludzie bezbożni i egoistyczni – wywyższani i nazywani szlachetnymi.

Dla mnie osobiście największą bolączką jest właśnie odwrócenie wartości – świat stoi na głowie. To, co jest naprawdę cenne – uchodzi za coś bezwartościowego, za śmiecie, a to, co jest autentycznie wartości śmiecia – jest wywyższane i hołubione. To jest wręcz nieprawdopodobne, jak bardzo mocno udało się odwrócić system wartości w aktualnym świecie. Nie mogę się z tym pogodzić. Nigdy nie mogłam i nigdy się nie pogodzę. Muszą zostać przywrócone prawdziwe wartości; prawdziwa wartość musi być przypisana do tego, do czego autentycznie należy, a nie do czegoś, do czego ktoś chciałby ją przywiązać. Prawda musi zasiąść na tronie. Nie może być tak, że kłamstwo nazywa się prawdą, a prawdę kłamstwem. Bo to jest postawienie spraw na głowie.

Nie można bowiem czegoś taniego i łatwego do zdobycia nazywać czymś o wyjątkowej wartości – i odwrotnie: gdy coś jest autentycznie cenne i trudne do zdobycia, nie może uchodzić za coś bezwartościowego. Spójrzmy uczciwie na sprawy. W fizycznym, materialnym życiu przecież jest podobnie. Im coś jest bardziej wartościowe – tym więcej czasu i wysiłku potrzeba, aby to zdobyć. W kwestiach duchowych i psychicznych jest podobnie.



Jeżeli ktoś reprezentuje prawdziwe wartości, to na pewno nie przyszło mu to łatwo. Dlatego nie może być traktowany jak jakiś niedojda czy ktoś gorszy od tych, którzy nie reprezentują sobą niczego. Żadnych wartości. Żadnego kręgosłupa moralnego. Bo jeśli ktoś aktualnie posiada silny kręgosłup moralny, to nie przyszło mu to łatwo. Musiał wcześniej stoczyć wiele wygranych walk w swoim życiu. A walka to koszt przecież. Ogromny koszt. Nadto ogromny wysiłek – bo trzeba się ciągle umacniać – a słabość przecież jest łatwiejsza. Wystarczy tylko się poddać. Nic nie robić, nie wysilać się. Stąd słabość nie może uchodzić za większą wartość niż siła.



Im bardziej zakłamany, rozuzdany i zepsuty jest świat wokół, tym większej siły potrzeba, aby trwać w prawdzie i dobrym uczynku. Im gorszy jest świat wokół, tym trudniej jest trwać w tym, co dobre. Tego kontekstu też nie można przeoczyć ani zlekceważyć.

Trwanie w prawdzie wymaga ogromnej siły wtedy, gdy cały świat kłamie. Trwanie w moralności wymaga ogromnej siły wtedy, gdy cały świat żyje niemoralnie. Dlatego tak cenne jest posiadanie wspólnoty ludzi, którzy myślą tak samo i chcą opierać się złym wpływom, są ostoją normalności, prawdy i wspierają się wzajemnie. Taka oaza na pustyni.

Obietnica, która zawarta jest w cytowanym wersecie, dotyczy zasad panujących w Królestwie Bożym i panowania Chrystusa na ziemi. Jak wiemy, obecnie to szatan jest panem tego świata. Jest panem tego systemu, sposobu urządzenia świata. Ale przyjdzie czas, gdy to się zmieni. Bo gdzie pojawia się Chrystus, wszystko normalnieje, normuje się, jest uzdrawiane. Również społeczeństwa, narody. Cytowana na początku niniejszego postu obietnica należy do tych najpięknięjszych dla mnie: że w końcu wszystko kiedyś będzie normalnie w całym społeczeństwie, a nie tylko w niewielkich wspólnotach Jego wyznawców. Że zło, niemoralność, podłość nie zasiądzie na piedestale, bo nikt tego nie uzna ani na to nie pozwoli. Że dobro będzie ukochane i szanowane przez wszystkich. 

 

niedziela, 10 maja 2015

Proroctwo o królowaniu Chrystusa - cechy charakterystyczne tych rządów

Księga Izajasza, rozdział 32



1. Oto król będzie rządził w sprawiedliwości, a książęta według prawa będą panować.
2. I będzie każdy jak kryjówka przed wiatrem i jak schronienie przed ulewą, jak strumienie wód na suchym stepie, jak cień potężnej skały w ziemi spragnionej.
3. I oczy tych, którzy widzą, nie będą oślepione, i uszy tych, którzy słyszą, będą uważnie słuchać.
4. Umysł skwapliwych zyska właściwe poznanie, a język jąkałów będzie mówił szybko i wyraźnie,
5. I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny.
6. Bo głupi mówi głupie rzeczy, a jego serce knuje złość, popełnia niegodziwość i mówi przewrotnie o Panu, dopuszcza, że głodny cierpi niedostatek, a pragnącemu odmawia napoju.
7. Oręż łotra jest zgubny, ma on zdradzieckie zamysły, chcąc nędzarzy zrujnować słowami kłamliwymi, chociaż sprawa ubogiego jest słuszna.
8. Lecz szlachetny ma myśli szlachetne, i on obstaje przy tym, co szlachetne.
9. Wy, beztroskie kobiety, powstańcie, słuchajcie mojego głosu, wy, córki, pewne siebie, nadstawcie uszu na moje słowo!
10. Nie dłużej niż za rok będziecie drżeć, wy pewne siebie! Gdyż winobranie się skończyło, a owocobrania już nie będzie.
11. Drżyjcie, wy beztroskie, przeraźcie się, wy zadufane! Ściągnijcie szaty i obnażcie się, a przepaszcie biodra.
12. Uderzcie się w piersi, narzekając nad rozkosznymi polami, nad urodzajnymi winnicami,
13. Nad rolą mojego ludu, która porasta cierniem i ostem, nad wszystkimi rozkosznymi domami, nad miastem wesołym!
14. Bo pałace są opuszczone, ustała wrzawa miasta, zamek i baszta strażnicza stały się na zawsze jaskiniami, miejscem uciechy dzikich osłów, pastwiskami trzód,
15. Aż będzie wylany na nas Duch z wysokości. Wtedy pustynia stanie się urodzajnym polem, a urodzajne pole będzie uważane za las.
16. I zamieszka na pustyni prawo, a sprawiedliwość osiądzie na urodzajnym polu.
17. I pokój stanie się dziełem sprawiedliwości, a niezakłócone bezpieczeństwo owocem sprawiedliwości po wszystkie czasy.
18. I zamieszka mój lud w siedzibie pokoju, w bezpiecznych mieszkaniach i w miejscach spokojnego odpoczynku.
19. Lecz las padnie znienacka, a gród legnie w poniżeniu.
20. Szczęśliwi jesteście, gdyż możecie siać nad każdą wodą, woły i osły wszędzie puszczać wolno.
















czwartek, 7 maja 2015

PSALM 55

1. Przewodnikowi chóru, z grą na strunach. Pieśń pouczająca Dawida.

2. Boże, nakłoń ucha ku modlitwie mojej, A nie ukrywaj się przed błaganiem moim!

3. Słuchaj mnie uważnie i odpowiedz mi. Miotam się w żalu moim i jęczę
4. Z powodu głosu nieprzyjaciela, Z powodu ucisku bezbożnika, bo na mnie zwalają zło, A w gniewie na mnie nastają.
5. Serce drży we mnie, Opadł mnie lęk przed śmiercią,
6. Bojaźń i drżenie nachodzi mnie I groza mnie ogarnia.

7. Rzekłem; O, gdybym miał skrzydła jak gołębica, Chętnie uleciałbym i odpoczął.
8. Oto uleciałbym daleko, Zamieszkałbym na pustyni. Sela.
9. Szybko poszukałbym sobie schronienia Przed wichrem gwałtownym i przed burzą.

10. Zniszcz, Panie, pomieszaj ich języki, Gdyż widzę gwałty i waśnie w mieście!
11. Dniem i nocą obchodzą je po jego murach, A jest w nim niegodziwość i ucisk.
12. Jest w nim zguba, A z placów jego nie ustępuje ucisk i oszustwo.

13. Bo to nie wróg mnie lży - Co mógłbym znieść - Nie przeciwnik mój wynosi się nade mnie - Mógłbym się przed nim ukryć -
14. Ale ty, człowiek równy mnie, Powiernik mój i przyjaciel,
15. Z którym mieliśmy wspólne słodkie tajemnice, Do domu Bożego chodziliśmy w tłumie.
16. Niech ich śmierć zaskoczy, Niech żywcem zstąpią do krainy umarłych, Bo złość jest w ich siedzibie i pomiędzy nimi.

17. Ja do Boga wołam, A Pan mnie wybawi.
18. Wieczorem, rano i w południe narzekać będę i jęczeć, I wy, słucha głosu mojego.
19. Wybawi dusze moją, Obdarzy pokojem od napastników, Choć wielu ich jest przeciwko mnie.

20. Bóg usłyszy i upokorzy ich, On, który panuje od wieczności. Sela. 

Nie ma bowiem u nich poprawy I nie boją się Boga.
21. Podniósł rękę na przyjaciół swoich, Pohańbił przymierze swoje.
22. Gładsze niż masło są usta jego, Ale wrogość jest w sercu jego; Miększe niż oliwa są słowa jego. Ale to miecze obnażone.
23. Zrzuć na Pana brzemię swoje, A On cię podtrzyma! On nie dopuści, By na zawsze zachwiał się sprawiedliwy.

24. Ty, Boże, strącisz ich w dół zagłady; Ludzie krwawi i zdradliwi nie dożyją połowy dni swoich. Lecz ja tobie ufam.