sobota, 6 czerwca 2015

HA, HA - NO I CO JA TAM WIDZĘ? ;)

KAŻDY CZŁOWIEK JEST KŁAMCĄ


każdy człowiek jest kłamcą,
każdy prawdy nie widzi;
póki go światło nie oświeci –
miast prawdy coś mu się przywidzi

człowiek błądzi po omacku,
bo sam w sobie światła nie ma;
nie widzi drogi, którą ma iść –
szybko leci do ognia jak ćma

każdy człowiek zbacza z drogi,
gdy nie widzi światła z góry;
błądzi bogaty, jak i ubogi –
bo jest bardzo głupi z natury



piątek, 5 czerwca 2015

JAK UWOLNIĆ SIĘ OD FATUM ŚMIERCI

Nie okradaj nędzarza, gdyż jest nędzarzem,
nie depcz ubogiego w sądzie,
gdyż Pan broni ich sprawy
i pozbawia życia tych, którzy ich krzywdzą.”

Przyp. Sal. 22:22-23

Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne jest ich postępowanie dla ich własnego życia. Chodzi o jakość tego postępowania. Okazuje się, że można stracić własne życie na własne życzenie w sensie bardzo dosłownym – i wbrew własnej woli. Może to być jakiś nieszczęśliwy wypadek, śmiertelna choroba, ale mogą to być też myśli samobójcze. Wystarczy tylko krzywdzić ubogiego – a fatum śmierci mamy gwarantowane. Bo Bóg pozbawia życia tych, którzy krzywdzą ubogich – a więc pozbawionych realnej obrony przed niesprawiedliwością i krzywdą. Dlatego oto – chcesz zachowywać życie – to nie krzywdź ubogiego. Skrzywdzisz ubogiego – podepczesz swoje własne życie. Taka prawda. Chcesz uwolnić się od fatum śmierci – napraw błędy przeszłości związane z krzywdzeniem ubogiego; bowiem dopóki tego nie zrobisz, śmierć będzie deptać Ci po piętach jak najwierniejszy prześladowca. I nie zrobisz przed nim uniku; tylko gorliwa modlitwa o Ciebie Twojej ofiary może Ci nieco przedłużać życie tak, abyś miał więcej szans naprawienia swoich błędów. Nie lekceważ więc spraw związanych ze sprawiedliwością w życiu, bo dbając o sprawiedliwość i uczciwość we własnym postępowaniu dbasz tak naprawdę o własne życie – i to w sensie bardzo dosłownym.

piątek, 15 maja 2015

IDĘ W STRONĘ MIŁOŚCI... chodź ze mną :)



O, Bracie, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
Ja idę tam, gdzie wielka miłość wiecznie trwa,
gdzie radości moc i wciąż piękny kwitnie maj,
Ja idę tam, gdzie Bóg dla swoich szczęście da...

O, Siostro, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
bo tylko tam, twych trosk ustanie wszelki ból,
tylko tam pochwyci duszę prawdziwy raj,
bo tylko tam powita cię miłości Król...






KLUCZEM JEST TRWANIE, STAŁOŚĆ




„Tym, którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny;
Tych zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta.”

Rzym. 2:7-8

Tak, „trwanie” to bardzo istotna cecha życia i postawy chrześcijanina: trwanie w nadziei, w wierze, w niezachwianej ufności ku Bogu, w dobrym uczynku...

Właśnie dzisiaj w powyższym fragmencie uderzył mnie szczególnie ten aspekt stałości. Stałości w podjętym dobrym dziele. Bo w życiu naśladowcy Chrystusa wcale nie chodzi o jakieś jednorazowe akty „strzeliste”, ale właśnie o stałość, wytrwałość w tym, co dobre. Chodzi o „trwanie”, o „trwanie w dobrym uczynku”, czyli w nieustannym czynieniu dobra, a nie tylko o chwilowe czy wręcz jednorazowe poświęcenie. Bo tylko taka postawa i działanie przekonuje Boga – ale, o dziwo, nie tylko Boga, ale także i ludzi. Bo chyba nikt nie będzie pod wrażeniem choćby nawet wielkiego, ale „słomianego” zapału; natomiast wobec jakiejś długotrwałej dobrej i pięknej postawy – i owszem, a nawet bardzo. Na Bogu robi wrażenie jak widać to samo, co i na ludziach: żeby coś było naprawdę piękne, to musi być nie tylko piękne, ale i trwałe, tj. trwające w długim czasie – dopóki życia. Bo jeśli coś pięknego trwa tylko jakiś określony czas, może nawet tylko moment, chwilkę – to tak naprawdę raczej tylko rozdrażnia, a nie wzbudza podziw czy zachwyt – bo potem pozostawia po sobie tylko jeszcze większą pustkę i ból niż to było wcześniej.

Warto podkreślić, że jeżeli człowiek ustanie w czynieniu dobra i zwróci się ku złemu choćby nawet dopiero pod koniec życia, to i tak ściągnie na siebie hańbę i złą sławę, i nie będzie się pamiętało jego wcześniejszych dobrych uczynków. Zapisze się na czarnych kartach historii. Niestety tak to działa. Bo w życiu nie chodzi przecież o piękne całowanie i przytulanie tylko w okresie narzeczeństwa – bo to każdy łatwo może osiągnąć – ale o piękne całe życie, również po ślubie; tak, o to właśnie chodzi. O piękną miłość przez całe życie, a nie tylko w okresie początkowego zakochania. I dopiero coś takiego robi na mnie wrażenie. Ogromne wrażenie. A na Tobie?

Ale jest możliwa i druga opcja. Ktoś, kto źle postępował przez całe życie nagle postanawia zmienić swoje życie. Zwraca się ku dobru. Pozostawia to, co złe. Staje się gorliwym wykonawcą dobra. Czy taki człowiek robi wrażenie? Tak, na mnie robi. Dobro, którego gorliwym rzecznikiem się staje, jakby przykrywa całe to zło, które było w jego życiu do tej pory – i historia zapisuje go na jasnych kartach zapamiętując go jako człowieka, w którym obudziło się sumienie, człowieczeństwo... i który swoimi dobrymi uczynkami wynagradza te złe – jak celnik Zacheusz, który uwierzył w Jezusa. Od razu zrobił radykalny remanent swojego życia: „Zacheusz zaś stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób.” Łuk. 19:8. Zacheusz zapisał się na chlubnych kartach historii. Został uczniem Chrystusa i gorliwym rzecznikiem dobra (wraz z przyjaciółmi, których zaprosił na spotkanie z Chrystusem, i którzy również uwierzyli w Jezusa będąc pod wielkim wrażeniem Jego osoby); do tej pory zadziwia i robi na nas wrażenie to, jak bardzo radykalnie Zacheusz potrafił zmienić swoją postawę i życie. Ze słynącego z nieuczciwości zawodu celnika potrafił odbić od reszty, stał się wyznawcą Chrystusa, który – w odróżnieniu od kolegów po fachu – zaczął żyć sprawiedliwie. Nadal był celnikiem – ale to było już całkiem inne życie... 
 


środa, 13 maja 2015

A JA MYŚLAŁEM, ŻE BĘDĘ MÓGŁ ZNIEŚĆ TO CIERPIENIE...


O, jak mnie boli moja rana! Mój cios jest nieuleczalny! A ja myślałem, że będę mógł znieść to cierpienie.
Lecz mój namiot jest zniszczony i wszystkie moje sznury są zerwane: moi synowie odeszli ode mnie i nie ma ich. Nikt już nie rozepnie mojego namiotu, nikt nie rozciągnie moich zasłon.”

Jer. 10:19-20

Prorok mówi tu o niezwykłym cierpieniu swojego narodu z powodu grzechu, z którym to cierpieniem całkowicie się utożsamia. I chociaż sam rodziny nie posiada, to jednak o losie swojego ludu mówi tak, jak o losie swojej najbliższej rodziny. Bardzo płacze i rozdziera mu się serce, gdy widzi cierpienia, jakie nadchodzą na jego lud. Jeszcze co prawda nie nadeszły, ale jest pewien, że nadejdą – oczyma wiary je widzi. Wiary w Boże objawienie. Bo Bóg mu objawił, co się stanie z narodem, który odstąpił od Boga. Z jego narodem. I wszystko dokładnie tak się później stało, jak prorok zapowiedział.

Podobnie i nasza dusza znosi katusze, gdy widzimy cierpienie, które dotyka osoby, które kochamy. Wtedy przeżywamy wszystko tak samo, jak by to wszystko, co ich spotyka, spotykało nas osobiście – czujemy się tak, jak byśmy to właśnie my cierpieli, jest nam strasznie przykro, boli nam dusza.

Bóg objawił Jeremiaszowi, co się stanie z Izraelem z powodu grzechu, jakiego się dopuścił. Objawił, że zostanie pozbawiony swoich domów i dzieci, że pójdą na wygnanie – że namioty ich będą zniszczone, sznury zerwane (ogniska domowe, więzy rodzinne, rodziny), że nikt ich nie naprawi, że synów już nie ma, bo albo zginęli albo poszli do niewoli i nie wrócą. Niewola babilońska Izraela miała trwać aż siedemdziesiąt lat, aby ziemia mogła wziąć należny jej sabatowy odpoczynek, którego Izrael nie chciał jej dać, choć Bóg tego od nich wymagał. Izrael złamał Boże przykazanie – dlatego nadchodził czas, kiedy będą musieli spłacić całe zadłużenie, jakie mieli u Boga z tego tytułu względem swojej ziemi. Skoro nie chcieli przestrzegać przykazania wtedy, kiedy była na to pora, to teraz będą musieli przestrzegać tego z przymusu – ziemia odbierze cały odpoczynek, jaki się jej należy dlatego, że nie będzie więcej jej ciemięzców – pójdą do niewoli.

Żydzi myśleli, że wykiwają Pana Boga – no bo co to za bzdurny przepis, żeby ziemia leżakowała nieuprawiana w latach szabatowych, które Bóg określił. Przecież to takie straty plonów. Marnotrawstwo. Mniejsza możliwość zarobienia kasy. A skoro przykazanie nie przelicza się na kasę, to jest głupie, prawda? Skoro przykazanie nie przelicza się na zyski, to jest bez sensu, prawda? Zyski w jakimkolwiek sensie, nie tylko materialnym. Niejeden w prostactwie swoim tak myśli. Ale Pana Boga nie da się oszukać. Ludzie, którzy nie chcą przestrzegać Bożych przykazań i oddawać Bogu tego, co mu się należy zgodnie z przykazaniami – stają potem w sytuacjach bez wyjścia, w których MUSZĄ oddać to, co Bogu zagrabili. Oczywiście dzieje się to już w inny sposób, niż to miało być początkowo – i choć może ktoś inny też nie skorzystał, kto powinien był skorzystać na przestrzeganiu przez nich danego przykazania, to jednak oni sami też nie odnoszą na tym żadnych korzyści. I tak np. ludzie chciwi ograbując Boga z należnych Mu dziesięcin lub nie płacąc podatków nie mają błogosławieństwa dla swoich przedsięwzięć, spadają na nich niespodziewane i nieoczekiwane wydatki i straty, coś się nagle psuje, ktoś choruje (wydatki na leczenie, brak pracownika – dodatkowe koszty) lub inne nieszczęścia, których nie byli w stanie uniknąć – i muszą straty nadrabiać właśnie tymi zaoszczędzonymi na łamaniu Bożych przykazań zaskórniakami. I w ten sposób kasę ukradzioną Bogu i tak tracą, nic nie zyskując na swojej przebiegłości i sprycie – tyle że może nie w formie dziesięcin, podatków czy wypłat należnych pracownikom, ale w formie odbudowywania strat na skutek jakichś tam złych zbiegów okoliczności typu zguba, choroba (bo wtedy nie można pracować i zarabiać), złośliwość ludzka, wypadki czy nawet kataklizmy. Innym przykładem może być człowiek, który nie pomógł bliźniemu, gdy ten był w potrzebie i powinien był mu pomóc, ale zatwardził swoje serce i nie pomógł mu – pewnego dnia sam znajdzie się w potrzebie, w której nikt mu nie udzieli pomocy – i to, co kiedyś „zaoszczędził” nie pomagając drugiemu, teraz będzie musiał spłacić wraz z odsetkami. Niestety, tak działają żelazne Boskie prawa, rządzące naszym życiem. Nie da się ich przeskoczyć, bo Bóg uczy i wychowuje wszystkich – i to bez względu na osobę – zarówno jednostki, jak i narody. Bo Bóg ma na myśli to, co najważniejsze: abyśmy nie stracili wieczności. Bo wieczność nie kończy się nigdy. Dlatego podsyła nam różne lekcje, żebyśmy nauczyli się myśleć i wyciągać wnioski zawczasu.

Prorok Jeremiasz bardzo przeżywa nieszczęścia, które przyjdą na jego naród tak, jakby one miały dotyczyć jego osobiście i jego najbliższej rodziny. Bardzo cierpi. Tak jest zawsze, kiedy kogoś kochamy – nigdy nie cieszymy się z jego nieszczęścia, nawet jeśli jest całkowicie zasłużone. Płaczemy nad nim tak, jak byśmy to my sami cierpieli (np. dyscyplinowanie dzieci nie sprawia przyjemności rodzicom, bo je kochają). Boli to nas, nie cieszy. A nawet jeśli tego typu sytuacja sądu Bożego dotyka naszych nieprzyjaciół i wrogów, to też nie cieszymy się z tego, ale płaczemy. Bo wiemy, jak to boli, czujemy ten ból, wiemy, jaki jest straszny. A z czyjegoś bólu nigdy nie można się cieszyć. Bo jeżeli cieszymy się z czyjegoś bólu i cierpienia, to wtedy Bóg może zwrócić się przeciwko nam i stać się naszym wrogiem – bo też i stajemy się winni przez nasze zachowanie. A nie życzę nikomu mieć Boga za przeciwnika.

Nie możemy być nieczuli na czyjąś krzywdę ani cieszyć się z niej, bo Bóg taki nie jest. A On powiedział, że do Niego mamy być podobni tak, jak dzieci są podobne do rodziców. Bóg mówi, że gdy karze nas, to wcale nie cieszy się z tego, ale w sercu płacze. Bóg powiedział o Izraelu, że jeżeli ten będzie grzeszyć, to będzie zmuszony ich karać – ale nie z radością, o nie. Powiedział, że z jednej strony będzie karał, ale z drugiej – w ukryciu płakać będzie. Bo Bóg jest prawdziwą, najprawdziwszą miłością – daje nam przykład postępowania i życia. Bóg bardzo kocha ludzi. Ale Bóg jest przecież nie tylko miłością, ale i sprawiedliwością. Oprócz miłości są również wymagania sprawiedliwości – i nie można ich lekceważyć i pomijać. One muszą zawsze współgrać, iść w parze.

„Słuchajcie, nadstawcie uszu, nie wynoście się, gdyż Pan to mówi!
Oddajcie Panu, waszemu Bogu, chwałę, zanim zapadnie ciemność i zanim wasze nogi się potkną o mroczne góry. Gdy będziecie wyglądać światła, On zamieni je w ciemność i obróci w pomrokę!
A jeżeli tego nie usłuchacie, moja dusza w ukryciu płakać będzie z powodu waszego wygnania i moje oko zaleje się łzami, że trzoda Pana pójdzie do niewoli.”
Jer. 13:15-17







CZY TWOJE SPRAWY SĄ UPORZĄDKOWANE?



"21. Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd.
22. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na brata swego, pójdzie pod sąd, a kto by rzekł bratu swemu: Racha, stanie przed Radą Najwyższą, a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w ogień piekielny.
23. Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie,
24. Zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż dar swój.
25. Pogódź się rychło z przeciwnikiem swoim, póki jesteś z nim w drodze, aby cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia słudze, i abyś nie został wtrącony do więzienia.
26. Zaprawdę powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż oddasz ostatni grosz."

Mat. 5:21-26

Nie wystarczy „dobrze się czuć” albo po prostu być obojętnym na czyjś ból. Trzeba jeszcze dbać o uporządkowanie spraw swoich z innymi. Jeżeli wiemy, że ktoś cierpi z powodu naszej postawy, należy wrócić się do niego i  wyjaśnić sprawy tak, aby doszło do zgody (o ile to oczywiście możliwe) – aby jego serce się uspokoiło przed Bogiem. Naprawić swój błąd. Inaczej Bóg nie przyjmie od nas żadnego naszego daru, tj. żadnej modlitwy ani jakiejkolwiek innej ofiary (z życia, pieniędzy itp.).

I jeszcze jedno – nasza życiowa sytuacja na skutek nieuregulowania spraw może pogorszyć się do tego stopnia, że skończymy zniewoleni w duchu tak, jak bywają zniewoleni więźniowie w więzieniu – i więzienie to nie skończy się dla nas nigdy, ale będzie nas dręczyć dniem i nocą, aż oddamy ostatni grosz – bo Bóg będzie żądał od nas pełnej odpłaty za uczynione krzywdy. Oczywiście odpłaty z pełnymi procentami, jak należy. Dlatego nie można bagatelizować tych spraw. Bo niechcący możemy całkowicie zniszczyć sobie życie. Dokumentnie. I żadne – najlepsze nawet – techniki i starania nasze nie pomogą nam w dążeniu do szczęścia, jeżeli nieszczęście dręczyć będzie nas od środka dniem i nocą – a będzie tak dręczyć, dopóki nie odpłacimy za wszystkie krzywdy, do których się przyczyniliśmy. A jeżeli krzywdy te były wprost nieograniczone dla kogoś w jego duszy i życiu? To odpłata dla nas za te krzywdy też będzie nieskończona... a wiemy, gdzie jest takie miejsce. „Pachnie” siarką.