sobota, 6 czerwca 2015
KAŻDY CZŁOWIEK JEST KŁAMCĄ
każdy człowiek jest
kłamcą,
każdy prawdy
nie widzi;
póki go światło nie
oświeci –
miast prawdy coś mu się
przywidzi
człowiek błądzi po
omacku,
bo sam w sobie światła
nie ma;
nie widzi drogi, którą
ma iść –
szybko leci do ognia jak
ćma
każdy człowiek zbacza z
drogi,
gdy nie widzi światła z
góry;
błądzi bogaty, jak i
ubogi –
bo jest bardzo głupi z
natury
piątek, 5 czerwca 2015
JAK UWOLNIĆ SIĘ OD FATUM ŚMIERCI
„Nie
okradaj nędzarza, gdyż jest nędzarzem,
nie
depcz ubogiego w sądzie,
gdyż
Pan broni ich sprawy
i
pozbawia życia tych, którzy ich krzywdzą.”
Przyp.
Sal. 22:22-23
Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważne
jest ich postępowanie dla ich własnego życia. Chodzi o jakość
tego postępowania. Okazuje się, że można stracić własne życie
na własne życzenie w sensie bardzo dosłownym – i wbrew własnej
woli. Może to być jakiś nieszczęśliwy wypadek, śmiertelna
choroba, ale mogą to być też myśli samobójcze. Wystarczy tylko
krzywdzić ubogiego – a fatum śmierci mamy gwarantowane. Bo Bóg
pozbawia życia tych, którzy krzywdzą ubogich – a więc
pozbawionych realnej obrony przed niesprawiedliwością i krzywdą.
Dlatego oto – chcesz zachowywać życie – to nie krzywdź
ubogiego. Skrzywdzisz ubogiego – podepczesz swoje własne życie.
Taka prawda. Chcesz uwolnić się od fatum śmierci – napraw błędy
przeszłości związane z krzywdzeniem ubogiego; bowiem dopóki tego
nie zrobisz, śmierć będzie deptać Ci po piętach jak
najwierniejszy prześladowca. I nie zrobisz przed nim uniku; tylko
gorliwa modlitwa o Ciebie Twojej ofiary może Ci nieco przedłużać
życie tak, abyś miał więcej szans naprawienia swoich błędów.
Nie lekceważ więc spraw związanych ze sprawiedliwością w życiu,
bo dbając o sprawiedliwość i uczciwość we własnym postępowaniu
dbasz tak naprawdę o własne życie – i to w sensie bardzo
dosłownym.
piątek, 15 maja 2015
IDĘ W STRONĘ MIŁOŚCI... chodź ze mną :)
O, Bracie, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
Ja idę tam, gdzie wielka miłość wiecznie trwa,
gdzie radości moc i wciąż piękny kwitnie maj,
Ja idę tam, gdzie Bóg dla swoich szczęście da...
O, Siostro, chodź ze mną razem w ten cudny kraj...
bo tylko tam, twych trosk ustanie wszelki ból,
tylko tam pochwyci duszę prawdziwy raj,
bo tylko tam powita cię miłości Król...
KLUCZEM JEST TRWANIE, STAŁOŚĆ
„Tym,
którzy przez trwanie w dobrym uczynku dążą do chwały i
czci, i nieśmiertelności, da żywot wieczny;
Tych
zaś, którzy o uznanie dla siebie zabiegają i sprzeciwiają się
prawdzie, a hołdują nieprawości, spotka gniew i pomsta.”
Rzym. 2:7-8
Tak, „trwanie” to bardzo istotna cecha życia i
postawy chrześcijanina: trwanie w nadziei, w wierze, w niezachwianej
ufności ku Bogu, w dobrym uczynku...
Właśnie dzisiaj w powyższym fragmencie uderzył mnie
szczególnie ten aspekt stałości. Stałości w podjętym dobrym
dziele. Bo w życiu naśladowcy Chrystusa wcale nie chodzi o jakieś
jednorazowe akty „strzeliste”, ale właśnie o stałość,
wytrwałość w tym, co dobre. Chodzi o „trwanie”, o
„trwanie w dobrym uczynku”, czyli w nieustannym czynieniu dobra,
a nie tylko o chwilowe czy wręcz jednorazowe poświęcenie. Bo tylko
taka postawa i działanie przekonuje Boga – ale, o dziwo, nie tylko
Boga, ale także i ludzi. Bo chyba nikt nie będzie pod wrażeniem
choćby nawet wielkiego, ale „słomianego” zapału; natomiast
wobec jakiejś długotrwałej dobrej i pięknej postawy – i owszem,
a nawet bardzo. Na Bogu robi wrażenie jak widać to samo, co i na
ludziach: żeby coś było naprawdę piękne, to musi być nie tylko
piękne, ale i trwałe, tj. trwające w długim czasie – dopóki
życia. Bo jeśli coś pięknego trwa tylko jakiś określony czas,
może nawet tylko moment, chwilkę – to tak naprawdę raczej tylko
rozdrażnia, a nie wzbudza podziw czy zachwyt – bo potem pozostawia
po sobie tylko jeszcze większą pustkę i ból niż to było
wcześniej.
Warto podkreślić, że jeżeli człowiek ustanie w
czynieniu dobra i zwróci się ku złemu choćby nawet dopiero pod
koniec życia, to i tak ściągnie na siebie hańbę i złą sławę,
i nie będzie się pamiętało jego wcześniejszych dobrych uczynków.
Zapisze się na czarnych kartach historii. Niestety tak to działa.
Bo w życiu nie chodzi przecież o piękne całowanie i przytulanie
tylko w okresie narzeczeństwa – bo to każdy łatwo może osiągnąć
– ale o piękne całe życie, również po ślubie; tak, o
to właśnie chodzi. O piękną miłość przez całe życie, a nie
tylko w okresie początkowego zakochania. I dopiero coś takiego robi
na mnie wrażenie. Ogromne wrażenie. A na Tobie?
Ale jest możliwa i druga opcja. Ktoś, kto źle
postępował przez całe życie nagle postanawia zmienić swoje
życie. Zwraca się ku dobru. Pozostawia to, co złe. Staje się
gorliwym wykonawcą dobra. Czy taki człowiek robi wrażenie? Tak, na
mnie robi. Dobro, którego gorliwym rzecznikiem się staje, jakby
przykrywa całe to zło, które było w jego życiu do tej pory – i
historia zapisuje go na jasnych kartach zapamiętując go jako
człowieka, w którym obudziło się sumienie, człowieczeństwo...
i który swoimi dobrymi uczynkami wynagradza te złe – jak celnik
Zacheusz, który uwierzył w Jezusa. Od razu zrobił radykalny
remanent swojego życia: „Zacheusz zaś stanął i rzekł do
Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na
kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób.” Łuk.
19:8. Zacheusz zapisał się na chlubnych kartach historii. Został
uczniem Chrystusa i gorliwym rzecznikiem dobra (wraz z przyjaciółmi,
których zaprosił na spotkanie z Chrystusem, i którzy również
uwierzyli w Jezusa będąc pod wielkim wrażeniem Jego osoby); do tej
pory zadziwia i robi na nas wrażenie to, jak bardzo radykalnie
Zacheusz potrafił zmienić swoją postawę i życie. Ze słynącego
z nieuczciwości zawodu celnika potrafił odbić od reszty, stał się
wyznawcą Chrystusa, który – w odróżnieniu od kolegów po fachu
– zaczął żyć sprawiedliwie. Nadal był celnikiem – ale to
było już całkiem inne życie...
środa, 13 maja 2015
A JA MYŚLAŁEM, ŻE BĘDĘ MÓGŁ ZNIEŚĆ TO CIERPIENIE...
„O,
jak mnie boli moja rana! Mój cios jest nieuleczalny! A ja myślałem,
że będę mógł znieść to cierpienie.
Lecz
mój namiot jest zniszczony i wszystkie moje sznury są zerwane: moi
synowie odeszli ode mnie i nie ma ich. Nikt już nie rozepnie mojego
namiotu, nikt nie rozciągnie moich zasłon.”
Jer. 10:19-20
Prorok mówi tu o niezwykłym cierpieniu swojego narodu
z powodu grzechu, z którym to cierpieniem całkowicie się
utożsamia. I chociaż sam rodziny nie posiada, to jednak o losie
swojego ludu mówi tak, jak o losie swojej najbliższej rodziny.
Bardzo płacze i rozdziera mu się serce, gdy widzi cierpienia, jakie
nadchodzą na jego lud. Jeszcze co prawda nie nadeszły, ale jest
pewien, że nadejdą – oczyma wiary je widzi. Wiary w Boże
objawienie. Bo Bóg mu objawił, co się stanie z narodem, który
odstąpił od Boga. Z jego narodem. I wszystko dokładnie tak się
później stało, jak prorok zapowiedział.
Podobnie i nasza dusza znosi katusze, gdy widzimy
cierpienie, które dotyka osoby, które kochamy. Wtedy przeżywamy
wszystko tak samo, jak by to wszystko, co ich spotyka, spotykało nas
osobiście – czujemy się tak, jak byśmy to właśnie my
cierpieli, jest nam strasznie przykro, boli nam dusza.
Bóg objawił Jeremiaszowi, co się stanie z Izraelem z
powodu grzechu, jakiego się dopuścił. Objawił, że zostanie
pozbawiony swoich domów i dzieci, że pójdą na wygnanie – że
namioty ich będą zniszczone, sznury zerwane (ogniska domowe, więzy
rodzinne, rodziny), że nikt ich nie naprawi, że synów już nie ma,
bo albo zginęli albo poszli do niewoli i nie wrócą. Niewola
babilońska Izraela miała trwać aż siedemdziesiąt lat, aby ziemia
mogła wziąć należny jej sabatowy odpoczynek, którego Izrael nie
chciał jej dać, choć Bóg tego od nich wymagał. Izrael złamał
Boże przykazanie – dlatego nadchodził czas, kiedy będą musieli
spłacić całe zadłużenie, jakie mieli u Boga z tego tytułu
względem swojej ziemi. Skoro nie chcieli przestrzegać przykazania
wtedy, kiedy była na to pora, to teraz będą musieli przestrzegać
tego z przymusu – ziemia odbierze cały odpoczynek, jaki się jej
należy dlatego, że nie będzie więcej jej ciemięzców – pójdą
do niewoli.
Żydzi myśleli, że wykiwają Pana Boga – no bo co to
za bzdurny przepis, żeby ziemia leżakowała nieuprawiana w latach
szabatowych, które Bóg określił. Przecież to takie straty
plonów. Marnotrawstwo. Mniejsza możliwość zarobienia kasy. A
skoro przykazanie nie przelicza się na kasę, to jest głupie,
prawda? Skoro przykazanie nie przelicza się na zyski, to jest bez
sensu, prawda? Zyski w jakimkolwiek sensie, nie tylko materialnym.
Niejeden w prostactwie swoim tak myśli. Ale Pana Boga nie da się
oszukać. Ludzie, którzy nie chcą przestrzegać Bożych przykazań
i oddawać Bogu tego, co mu się należy zgodnie z przykazaniami –
stają potem w sytuacjach bez wyjścia, w których MUSZĄ oddać to,
co Bogu zagrabili. Oczywiście dzieje się to już w inny sposób,
niż to miało być początkowo – i choć może ktoś inny też nie
skorzystał, kto powinien był skorzystać na przestrzeganiu przez
nich danego przykazania, to jednak oni sami też nie odnoszą na tym
żadnych korzyści. I tak np. ludzie chciwi ograbując Boga z
należnych Mu dziesięcin lub nie płacąc podatków nie mają
błogosławieństwa dla swoich przedsięwzięć, spadają na nich
niespodziewane i nieoczekiwane wydatki i straty, coś się nagle
psuje, ktoś choruje (wydatki na leczenie, brak pracownika –
dodatkowe koszty) lub inne nieszczęścia, których nie byli w stanie
uniknąć – i muszą straty nadrabiać właśnie tymi
zaoszczędzonymi na łamaniu Bożych przykazań zaskórniakami. I w
ten sposób kasę ukradzioną Bogu i tak tracą, nic nie zyskując na
swojej przebiegłości i sprycie – tyle że może nie w formie
dziesięcin, podatków czy wypłat należnych pracownikom, ale w
formie odbudowywania strat na skutek jakichś tam złych zbiegów
okoliczności typu zguba, choroba (bo wtedy nie można pracować i
zarabiać), złośliwość ludzka, wypadki czy nawet kataklizmy.
Innym przykładem może być człowiek, który nie pomógł
bliźniemu, gdy ten był w potrzebie i powinien był mu pomóc, ale
zatwardził swoje serce i nie pomógł mu – pewnego dnia sam
znajdzie się w potrzebie, w której nikt mu nie udzieli pomocy – i
to, co kiedyś „zaoszczędził” nie pomagając drugiemu, teraz
będzie musiał spłacić wraz z odsetkami. Niestety, tak działają
żelazne Boskie prawa, rządzące naszym życiem. Nie da się ich
przeskoczyć, bo Bóg uczy i wychowuje wszystkich – i to bez
względu na osobę – zarówno jednostki, jak i narody. Bo Bóg ma
na myśli to, co najważniejsze: abyśmy nie stracili wieczności. Bo
wieczność nie kończy się nigdy. Dlatego podsyła nam różne
lekcje, żebyśmy nauczyli się myśleć i wyciągać wnioski
zawczasu.
Prorok Jeremiasz bardzo przeżywa nieszczęścia, które
przyjdą na jego naród tak, jakby one miały dotyczyć jego
osobiście i jego najbliższej rodziny. Bardzo cierpi. Tak jest
zawsze, kiedy kogoś kochamy – nigdy nie cieszymy się z jego
nieszczęścia, nawet jeśli jest całkowicie zasłużone. Płaczemy
nad nim tak, jak byśmy to my sami cierpieli (np. dyscyplinowanie
dzieci nie sprawia przyjemności rodzicom, bo je kochają). Boli to
nas, nie cieszy. A nawet jeśli tego typu sytuacja sądu Bożego
dotyka naszych nieprzyjaciół i wrogów, to też nie cieszymy się z
tego, ale płaczemy. Bo wiemy, jak to boli, czujemy ten ból, wiemy,
jaki jest straszny. A z czyjegoś bólu nigdy nie można się
cieszyć. Bo jeżeli cieszymy się z czyjegoś bólu i cierpienia, to
wtedy Bóg może zwrócić się przeciwko nam i stać się naszym
wrogiem – bo też i stajemy się winni przez nasze zachowanie. A
nie życzę nikomu mieć Boga za przeciwnika.
Nie możemy być nieczuli na czyjąś krzywdę ani
cieszyć się z niej, bo Bóg taki nie jest. A On powiedział, że do
Niego mamy być podobni tak, jak dzieci są podobne do rodziców. Bóg
mówi, że gdy karze nas, to wcale nie cieszy się z tego, ale w
sercu płacze. Bóg powiedział o Izraelu, że jeżeli ten będzie
grzeszyć, to będzie zmuszony ich karać – ale nie z radością, o
nie. Powiedział, że z jednej strony będzie karał, ale z drugiej –
w ukryciu płakać będzie. Bo Bóg jest prawdziwą, najprawdziwszą
miłością – daje nam przykład postępowania i życia. Bóg
bardzo kocha ludzi. Ale Bóg jest przecież nie tylko miłością,
ale i sprawiedliwością. Oprócz miłości są również wymagania
sprawiedliwości – i nie można ich lekceważyć i pomijać. One
muszą zawsze współgrać, iść w parze.
„Słuchajcie,
nadstawcie uszu, nie wynoście się, gdyż Pan to mówi!
Oddajcie
Panu, waszemu Bogu, chwałę, zanim zapadnie ciemność i zanim wasze
nogi się potkną o mroczne góry. Gdy będziecie wyglądać światła,
On zamieni je w ciemność i obróci w pomrokę!
A
jeżeli tego nie usłuchacie, moja dusza w ukryciu płakać będzie z
powodu waszego wygnania i moje oko zaleje się łzami, że trzoda
Pana pójdzie do niewoli.”
Jer. 13:15-17
CZY TWOJE SPRAWY SĄ UPORZĄDKOWANE?
"21. Słyszeliście, iż powiedziano przodkom: Nie
będziesz zabijał, a kto by zabił, pójdzie pod sąd.
22. A Ja wam powiadam, że każdy, kto się gniewa na
brata swego, pójdzie pod sąd, a kto by rzekł bratu swemu: Racha,
stanie przed Radą Najwyższą, a kto by rzekł: Głupcze, pójdzie w
ogień piekielny.
23. Jeślibyś więc składał dar swój na ołtarzu
i tam wspomniałbyś, iż brat twój ma coś przeciwko tobie,
24. Zostaw tam dar swój na ołtarzu, odejdź i
najpierw pojednaj się z bratem swoim, a potem przyszedłszy, złóż
dar swój.
25. Pogódź się rychło z przeciwnikiem swoim, póki
jesteś z nim w drodze, aby cię przeciwnik nie podał sędziemu, a
sędzia słudze, i abyś nie został wtrącony do więzienia.
26. Zaprawdę powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, aż
oddasz ostatni grosz."
Mat. 5:21-26
Nie wystarczy „dobrze się czuć” albo po prostu być obojętnym na czyjś ból. Trzeba jeszcze
dbać o uporządkowanie spraw swoich z innymi. Jeżeli wiemy, że
ktoś cierpi z powodu naszej postawy, należy wrócić się do niego
i wyjaśnić sprawy tak, aby doszło do zgody (o ile to oczywiście możliwe) – aby jego serce
się uspokoiło przed Bogiem. Naprawić swój błąd. Inaczej Bóg nie przyjmie od nas
żadnego naszego daru, tj. żadnej modlitwy ani jakiejkolwiek innej
ofiary (z życia, pieniędzy itp.).
I jeszcze jedno – nasza życiowa sytuacja na skutek
nieuregulowania spraw może pogorszyć się do tego stopnia, że
skończymy zniewoleni w duchu tak, jak bywają zniewoleni więźniowie
w więzieniu – i więzienie to nie skończy się dla nas nigdy, ale
będzie nas dręczyć dniem i nocą, aż oddamy ostatni grosz – bo
Bóg będzie żądał od nas pełnej odpłaty za uczynione krzywdy.
Oczywiście odpłaty z pełnymi procentami, jak należy. Dlatego nie
można bagatelizować tych spraw. Bo niechcący możemy całkowicie
zniszczyć sobie życie. Dokumentnie. I żadne – najlepsze nawet –
techniki i starania nasze nie pomogą nam w dążeniu do szczęścia,
jeżeli nieszczęście dręczyć będzie nas od środka dniem i nocą –
a będzie tak dręczyć, dopóki nie odpłacimy za wszystkie krzywdy, do
których się przyczyniliśmy. A jeżeli krzywdy te były wprost
nieograniczone dla kogoś w jego duszy i życiu? To odpłata dla nas za te krzywdy też
będzie nieskończona... a wiemy, gdzie jest takie miejsce. „Pachnie”
siarką.
CZY CZEGOŚ CI BRAKUJE??
Psalm
23
Psalm Dawidowy.
PAN
JEST PASTERZEM MOIM,
NICZEGO MI NIE BRAKNIE.
Na
niwach zielonych pasie mnie.
Nad wody spokojne prowadzi mnie.
Duszę moją pokrzepia.
Wiedzie mnie ścieżkami sprawiedliwości
Ze
względu na imię swoje.
Choćbym nawet szedł ciemną doliną,
Zła się nie ulęknę, boś
Ty ze mną,
Laska twoja i kij twój mnie pocieszają,
Zastawiasz przede mną stół wobec nieprzyjaciół moich.
Namaszczasz oliwą głowę moją, kielich mój przelewa się.
Dobroć i łaska towarzyszyć mi będą
Przez wszystkie dni życia
mego.
I zamieszkam w domu Pana przez długie dni.
Tak, to jest niesamowite, że gdy Pan jest naszym Pasterzem, to naprawdę niczego nam nie brakuje. Niczego w duszy i w
sercu – reszta jest nieważna. Bo Bóg sam jest dla nas
zaspokojeniem wszystkich naszych potrzeb naszego wnętrza, nadto
prowadzi nas do takich miejsc i zdarzeń w życiu, które dopełniają
ten stan. Coś takiego możliwe jest tylko wtedy, gdy On jest naszym Przewodnikiem i On jest naszym Pasterzem. Gdy to właśnie On wskazuje nam te łąki, na których
powinniśmy się paść... nie my sami wybieramy według własnego widzimisię, które najczęściej jest loterią na zasadzie chybił-trafił. A jakie jest prawdopodobieństwo trafienia na chybił-trafił wie najlepiej ten, kto grał w totolotka. Ile razy trafił szóstkę. Tak, tylko Bóg wie,
które łąki są dla nas w życiu najlepsze. Który mąż/żona, która
praca, dom, miejsce zamieszkania itp. Dlatego warto wszystko
powierzać w Jego ręce i pilnie kierować się Jego wskazaniami,
jeżeli faktycznie chcemy dojść na te soczyste niwy zielone, wody
spokojne, stół obfitości zastawiony wobec wrogów... itd. Jeżeli chcemy dojść do celu i nie chybić.
wtorek, 12 maja 2015
CZY MASZ SENTYMENT DO GRZECHU?
„A
Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i
ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego.”
Łuk. 9:62
Wybierając życie w Królestwie Bożym musimy mieć
świadomość, że od tej pory we wszystkich naszych czynach i
decyzjach życiowych będziemy musieli kierować się miłością do
Chrystusa. Musieli? Nie, to źle powiedziane. Będziemy chcieli.
Pragnęli całym sercem. Oglądanie się wstecz na inne motywacje
działania to jak oranie z głową odwróconą do tyłu – nie ma
szans, aby bruzda szła równo – pole się marnuje, bo tak nigdy
nie uprawisz pola dobrze. Bo co wyrośnie, to zostanie zniszczone
przy zbiorach. Albo nie wyrośnie. Takiego oracza nie wpuszczają na
pole.
Gdy wybieramy drogę za Chrystusem, to swoją
dotychczasową drogę musimy zostawić. Gdy wybieramy sposób życia
według zasad i praw głoszonych przez Chrystusa, musimy zrezygnować
ze wszystkiego, co tym zasadom i prawom się sprzeciwia. Często
niestety są to rzeczy bardzo nam miłe pomimo tego, że są złe.
Jednak miłość do Chrystusa zobowiązuje. Jeżeli Jego ukochaliśmy
ponad życie, to wszystko inne powinno zostać sprowadzone do
wartości śmiecia w naszym sercu – nawet te rzeczy pozornie dobre,
ale konkurujące w naszym sercu z Chrystusem.
Podobnie jest gdy chłopak zakochuje się w dziewczynie.
Wtedy tylko ta jedna jest dla niego cudowna, a wszystkie inne –
tchnące martwotą statystki. Jeśli jednak tak nie jest – a
chłopak deklaruje miłość dziewczynie – wówczas powstaje
zasadne pytanie o to, czy faktycznie naprawdę kocha on tę
dziewczynę, której wyznał miłość.
Chrystus jest zazdrosnym Bogiem. Nie toleruje miłości
do wielu bogów. Nie toleruje miłości do żadnego innego boga
oprócz Niego. Jeżeli ktoś wybiera Jego – to wszyscy inni bogowie
muszą zniknąć z naszego życia. Wszystko inne, co jest nam drogie
sercu porównywalnie do tego, jak drogi jest nam Chrystus – musi
zostać ukrzyżowane, tj. wyrzucone z naszego serca, pozbawione
wartości w naszych oczach. Jeżeli tak się nie dzieje i kochamy
Chrystusa oraz innych bogów – będziemy przechodzić przez ogień
prób i doświadczeń, które postawią nas w sytuacjach konieczności
dokonania wyboru i jednoznacznego opowiedzenia się, kogo kochamy
bardziej i z kim chcemy naprawdę żyć. Kogo wybieramy. Chrystus
nigdy nie zadowoli się miejscem równorzędnym z czymś tam lub kimś
tam jeszcze. On musi być droższy od każdego innego człowieka, od
każdej innej sprawy i każdej innej rzeczy w naszym życiu. Jeżeli
tak nie jest – z czasem ustępuje z naszego życia CAŁKOWICIE. I w
sumie jest to chyba zupełnie zrozumiałe. Bo nikt z ludzi także nie
chciałby wiązać się na stałe i wchodzić w małżeństwo z kimś,
kto ma podzielone serce pomiędzy więcej kobiet/mężczyzn. Żadna
dziewczyna nie chciałaby kochać chłopaka, który sypia z inną.
Podobnie chłopak nie chciałby dziewczyny, która rozbiera się
przed innym. Nasz związek z Chrystusem porównywany jest w Nowym
Testamencie właśnie do małżeństwa, gdzie Chrystus jest
oblubieńcem (mężem), a wierni – oblubienicą (żoną).
Jeżeli obracasz się wstecz idąc do Chrystusa, to
znaczy, że w sercu masz tęsknotę za tym, co zostawiłeś właśnie
dla Chrystusa. A to znaczy, że twoje serce nie jest całkowicie
oddane Chrystusowi. Że jest coś innego, co kochasz co najmniej
równie mocno lub nawet mocniej niż Chrystusa, bo Chrystus nie
przysłania swoim blaskiem blasku tej rzeczy w twoich oczach. Dlatego
nie jesteś godzien Chrystusa. Nie jesteś godzien Jego wielkiej i
cudownej miłości, najpiękniejszej i największej na świecie. Nie
nadajesz się do Królestwa Bożego, bo tam właśnie rządzi miłość
do Chrystusa – i to ona zwycięża wszystko, co złe. Nasza miłość
do Boga jest naszym zwycięstwem też nad naszym wrogiem, szatanem.
Podobne zasady rządzą życiem. Jeżeli jesteś z
dziewczyną, a myślisz o innej, to znaczy, że nie kochasz tej, z
którą jesteś. Nie oddałeś jej serca. Sercem jesteś gdzieś
daleko. Jesteś rozdwojony – ciało tu, serce tam. Nie jesteś
godzien tej dziewczyny, aby zajmować jej serce i życie. Jeśli jest
wartościowa – tym bardziej nie jesteś jej godzien, a jeśli nie
jest wartościowa – to też nie powinieneś z nią być, bo w
pewnym sensie nie jesteś jej godzien – bo też ma prawo do tego,
aby ktoś pokochał ją całym, a nie rozdwojonym sercem. Nie
powinieneś jej łudzić, zwodzić ani dawać nadziei, która nigdy
się nie spełni – i ty o tym dobrze wiesz już teraz, że nadzieja
ta się nie spełni. Bo już teraz jej nie kochasz tak, jak
powinieneś, bo serce masz podzielone. Jeżeli jednak nie zostawisz
jej, by nie dawać jej złudnej nadziei – będziesz odpowiedzialny
za to, że stanie się gorsza na skutek twojej niewłaściwej
postawy. Bóg cię z tego rozliczy. Bo żadna z takich spraw nie
uchodzi ludziom na sucho. Dlatego jest tyle cierpienia w tych
tematach, bo każdy myśli tylko o sobie, a nie o tym, ile cierpienia
zadaje innym.
Jeżeli z powodu Chrystusa przestajemy kraść, to nie
możemy z żalem wzdychać, ile to byśmy mieli kasy, gdybyśmy nie
służyli Chrystusowi, bo np. wtedy moglibyśmy brać łapówki i coś
tam zachachmęcić w księgowości, z podatkami, płatnościami,
nierzetelnie potraktować pracownika. Jeżeli ze względu na
Chrystusa rezygnujemy z rozwiązłości, to nie możemy potem
godzinami tęsknić za tym, co byśmy robili, gdybyśmy mogli, ale,
niestety (sic!), nie możemy z powodu wiary w Chrystusa. Jeżeli ze
względu na Chrystusa przestajemy cudzołożyć, to nie możemy potem
tęsknić za intymnymi relacjami z obcą. Czujesz o co mi chodzi,
czujesz ten bezsens? Albo Chrystus jest dla nas wartością, albo nie
jest. Nie ma sensu się oszukiwać. Jeżeli uznajesz Chrystusa za
wartość bezkonkurencyjną – to wszystko inne musi po prostu Jemu
ustąpić, być słabe w twoich oczach w zestawieniu z Chrystusem.
Musi znaleźć się na marginesie serca, życia. Bo całe serce
wypełnia teraz Chrystus, który stał się naszym życiem. I w Nim
mamy pełnię. Wszystko, czego potrzebujemy. Spełnienie duszy. Sens
życia. Zdroje żywej wody. Obfitość.
CZY PRAGNIESZ WOLNOŚCI?
„Mówił
więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w niego: Jeżeli wytrwacie
w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie
prawdę, a prawda was wyswobodzi.”
Jan. 8:31-32
Pragniemy wolności. Choć na chwilę, choć na sekundę
– by poczuć się wolnym jak ptak. Kochamy to uczucie w sercu,
jakie nam daje czucie się wolnym. Niektórzy nawet marzą o
samobójstwie w formie skoku z wysokości, żeby poczuć choć przez
chwilę to uczucie wolności, jakie kojarzy się nam właśnie z
lotem ptaka na wysokościach. Mówi się nawet: „wolny jak ptak”.
Jednak akurat w tym przypadku nie wierzę, aby uczucie wolności
towarzyszyło skaczącym z wysokości, jeśli nie są na środkach
odurzających. Moim zdaniem samobójcom może towarzyszyć tylko
paraliżujący strach – bo tak właśnie działa nasza psychika;
nadto mamy duszę, która wyczuwa potężne zagrożenie i reaguje
adekwatnie.
Ludzie na różne sposoby szukają wolności. Jedni
poprzez bunt przeciwko wszystkiemu, co ich otacza, inni przez
agresję, nałogi itp. Jednak to, co odkrywają, pokazuje im, że
idąc taką drogą wpadają tylko jeszcze bardziej w coraz to gorszą
niewolę. Czasem łącznie z więzieniem w realu.
Jest tylko jeden pewny sposób na znalezienie prawdziwej
wolności. Wolności rozumianej jako uczucie dające nam poczucie
swobody, braku ograniczeń w duszy – jak i faktycznej wolności do
podejmowania decyzji, dokonywania wyborów, wybierania różnorodnych
dróg i postaw w życiu. Kto zna ten sposób, tę drogę do takiej
właśnie prawdziwej wolności?
Jezus wskazał nam tę drogę: jej istotą jest trwanie
w przykazaniach i głoszonej przez Niego nauce. I to właśnie
trwanie w tych przykazaniach w długim czasie jest drogą do
prawdziwej wolności. Nie chodzi tu o jakiś krótki moment
nawrócenia czy jakiś jednorazowy akt, choć faktycznie nawrócenie
przynosi ogromną ulgę w życiu – ale to jest dopiero początek
drogi do prawdziwej wolności. Cierpliwe trwanie w nauce Chrystusa w
postawie i uczynku jest jedyną drogą do prawdziwej wolności. Wtedy
to właśnie powoli zaczynają nam się otwierać oczy, spadają
kolejne więzy i łańcuchy z naszej duszy, które nas ograniczają i
zniewalają – aż w pewnym momencie spadną te ostatnie. I od tej
pory nic nas już więcej nie będzie ograniczać. Bo staliśmy się
PRAWDZIWIE wolni! :)
Tak, wolność Chrystusowa to jest PRAWDZIWA wolność.
Nie ma nic piękniejszego. Naprawdę. Wtedy cały świat, wszystkie
drogi stają przed nami otworem i odtąd już wiesz, że możesz
wybrać każdą – masz do tego zdolność i siły. Jednak masz też
wiedzę, że pewnych dróg nie możesz wybrać, jeśli nadal chcesz
żyć w wolności. Jeżeli nie chcesz tej wolności utracić. Bo
wybierając je, wybierzesz drogę spowrotem do pełnej niewoli. Twoja
wolność skończy się w momencie wyboru tej drogi. Wybierzesz – a
potem zginiesz w niewoli. Jednak w momencie wyboru nadal masz
wolność. Drogę do niewoli też możesz sobie wybrać. Jednak nikt
zdrowo myślący tego nie zrobi. Ja na pewno tego nie zrobię. Nie
oddam swojej wolności. Zbyt drogo mnie kosztowała. I zbyt piękna
jest w swojej naturze, aby oddać ją tak tanio. Aby w ogóle ją
oddać. Kiedykolwiek i za jakąkolwiek cenę. Nie ma takiej ceny.
Wolność w Chrystusie – to jest wolność od więzów
zła, od przymusu, by czynić zło. Wolność do tego, by czynić
dobro. Takie, jakie chcesz. Jakie ci się żywnie podoba.
poniedziałek, 11 maja 2015
CZY TWOJE SERCE JEST ZŁAMANE?
„Chodźcie,
zawróćmy do Pana! On nas rozszarpał,
On nas
też uleczy, zranił i opatrzy nasze rany!”
Ks. Ozeasza 6:1
Jednym z największych błędów, jaki ludzie
popełniają, jest ucieczka od Boga pod wpływem bólu i cierpienia.
Uciekanie od Boga jako forma ratunku przed cierpieniem – jak widać
z powyższego fragmentu – jest zupełnie bez sensu, całkowicie
mija się z celem. Ucieczka nie prowadzi nas ku uzdrowieniu naszej
duszy, ale wręcz przeciwnie – pogłębia te rany. Bo tylko Bóg
jest źródłem prawdziwego uzdrowienia. Oddalając się od Boga –
oddalamy się od źródła życia...
Jedną z pierwszych zasad, którą wbiłam sobie do
głowy na początku samodzielnej drogi za Bogiem było to, aby w
chwili cierpienia i bólu NIGDY nie uciekać od Boga – ale
wręcz przeciwnie – ZAWSZE czym prędzej biec do Niego, do
Jego ramion, i wtulać się w Niego najmocniej jak potrafię. W
momencie postanawiania, aby tak postępować, czułam, że jest to
całkowicie sprzeczne z moją wiecznie przestraszoną i uciekającą
naturą. Mój naturalny instynkt jest zupełnie przeciwny. Instynkt
ten bowiem każe mi uciekać wręcz do mysiej dziury, chować się i
chronić w chwili zranienia i cierpienia. Tego typu reakcje można
zaobserwować także u zwierząt – że ranne zwierzę oddala się
od grupy, szuka odosobnienia. Człowiek często reaguje podobnie.
Zraniony ucieka od społeczności ludzi w samotność, a czasem wręcz
w śmierć. To jest najgorsza droga, jaką może obrać w chwili
trudności, kryzysu, cierpienia. Bo samotność rani jeszcze głębiej
i pozwala ranom bezpiecznie i zupełnie bez przeszkód jątrzyć się
– bo nic samo się nie uzdrawia, ale pogłębia się i pogarsza,
zapieka goryczą. Gdy natomiast wracamy jak najszybciej, biegiem do
Boga, który jest uosobieniem największej i najwspanialszej miłości,
jaką świat kiedykolwiek poznał – nasze rany SZYBKO
doznają uzdrowienia i zabliźniają się. Im szybciej wrócimy do
Boga z otwartym, skruszonym i spragnionym sercem, tym szybciej
doznamy pomocy i uzdrowienia.
W psalmie 147, werset 3 jest napisane, że Bóg
„uzdrawia tych, których serce jest złamane, i zawiązuje ich
rany.”. Bóg zakłada kojący opatrunek na rany naszego serca.
Zmienia go na nowy z nową leczącą siłą tak często, jak często
do Niego przychodzimy, aby czerpać zdrowie, posilenie i wzmocnienie,
aby czerpać właśnie to lekarstwo, którego tak bardzo potrzebujemy
do życia. Kojący balsam dla serca, duszy i całego ciała.
Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony, który przychodzi w imieniu Pańskim.
Jezus powiedział:
„Jeruzalem,
Jeruzalem, które zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do
ciebie byli posłani, ileż to razy chciałem zgromadzić dzieci
twoje, jak kokosz zgromadza pisklęta swoje pod skrzydła, a nie
chcieliście!
Oto
wam dom wasz pusty zostanie.
Albowiem
powiadam wam: Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony,
który przychodzi w imieniu Pańskim.”
Mat. 23:37-39
To jest bardzo ciekawe, że prorocy posyłani przez Boga
do ludzi, byli kamienowani. Wiemy, że kamienowanie to była forma
śmierci przeznaczona dla przestępców, ludzi złych i bezbożnych.
A prorocy Boży przecież takimi ludźmi nie byli. Jednak tak ich
postrzegano. Dlaczego?
Przyznam szczerze, że jest to dla mnie swoisty fenomen,
szokuje mnie to. Bowiem kiedy zapoznaję się z życiorysami różnych
proroków, ich postawą i słowami, które kierowali do jednostek i
narodów, to naprawdę nie widzę w tym ani odrobiny zła. A wręcz
przeciwnie – jestem pełna podziwu dla ich postawy pełnej
poświęcenia i oddania dobrej sprawie. Jednakże nie było to ani
zauważane, ani doceniane w ich otoczeniu. Ludzie kierowali do Bożych
proroków wiele przykrych i bolesnych słów, oskarżeń, utrudniali
im życie, prześladowali – a niejednokrotnie właśnie skazywali
na śmierć. Śmierć męczeńską.
Zastanawiam się, jakaż mogłaby być przyczyna takiej
ślepoty otoczenia. I czy aby na pewno chodziło o ślepotę – czy
może raczej o świadome zamykanie oczu na dobro, które Boży
prorocy czynili, zamykanie oczu na doskonałość drogi, którą
wskazywali? A może to właśnie ich ideowość w słowach i czynach
była solą w oku i dlatego wzbudzała taki gniew słuchaczy? Bo
wykazywała, jak złe są uczynki słuchaczy. Odbierała podstawy do
samozadowolenia i dumy z samego siebie... bo podstawy takie
najczęściej tworzymy właśnie w porównaniu do otoczenia. Jeżeli
jesteśmy lepsi od średniej, to czujemy się dowartościowani,
jeżeli gorsi – to czujemy się gorsi. Jednakże nie zwracamy
uwagi, jaki jest poziom tej „średniej”. A może ta „średnia”
jest tak denna, że nawet jeśli się od niej odróżniamy na plus –
to i tak nadal jest bardzo źle? O pewnej „średniej” tak jest
napisane:
„Najlepszy między nimi jest jak kolec,
najuczciwszy jak cierń.”
Mich. 7:4
Jezus chciał to zmienić. Chciał wprowadzić odnowę
moralną w narodzie. Odrodzenie prawdziwej wiary i miłości. Jednak
mało kto go chciał słuchać; w zasadzie prawie nikt. Większość
ostatecznie odrzuciła Jezusa i Jego nauczanie jako coś zepsutego i
zatrutego, zupełnie nieużytecznego – choć nie znam niczego i
nikogo piękniejszego i bardziej życiodajnego dla otoczenia niż
właśnie życie i osoba Jezusa Chrystusa. Chrystus uczył mądrości
i wiary w Boga, karmił głodnych, uzdrawiał, wskrzeszał z
martwych. Samo dobro. A jednak... to jest dla mnie naprawdę
niepojęte, jak to możliwe – a jednak. Jednak został CAŁKOWICIE
odrzucony.
Jezus mówi, że z czułością matki („jak kokosz
pisklęta”) chciał pocieszać i umacniać Izraela, aby ten
trwał na wieki. Jednak Izrael odrzucił Jezusa wraz z całą Jego misją.
Ówcześni odrzucili Jezusa, odrzucili dobro, jakie czynił, odrzucili Jego ogromne
poświęcenie, a nawet ofiarę z życia, którą złożył na krzyżu.
Dlatego z ogromnym smutkiem, ze łzami w oczach Jezus oznajmił
Żydom, że ich dom im pustym zostanie. Opustoszeje. Jako naturalna
konsekwencja odrzucenia Chrystusa, Jego ratunku i wybawienia. Ale też w tym tragizmie ich beznadziejnej sytuacji, w którą
sami się wpakowali, dał im nadzieję. Nadzieję, że mogą Go jeszcze
zobaczyć. Ale tylko pod jednym warunkiem. Tym warunkiem była zmiana postawy. Radykalna zmiana. Jeżeli uwierzą w Jezusa.
„Albowiem
powiadam wam: Nie ujrzycie mnie odtąd, aż powiecie: Błogosławiony,
który przychodzi w imieniu Pańskim.”
Z powyższej wypowiedzi wynika, że gdy Żydzi uznają
Chrystusa tym, kim jest faktycznie, tj. że jest Synem Boga, że
przyszedł do nich w imieniu Ojca, że przyszedł do nich ze
szczególnie ważnym poselstwem od samego Stwórcy – wtedy znowu Go
zobaczą. Wtedy, kiedy naprawdę całym sercem uwierzą w Jezusa, zobaczą
Go.
W naszym życiu też mogą być analogiczne sytuacje.
Może być tak, że głosiliśmy i pokazywaliśmy innym LATAMI dobro –
czyli wszystko to, czego nauczyliśmy się od Chrytusa – a jednak
ludzie to odrzucili. Zlekceważyli i zignorowali nasze słowa, czyny,
poświęcenie. Wtedy nie pozostaje nam nic innego, jak po prostu
odejść. Pozostawić ich samym sobie, już bez nas – bez żadnej
naszej pomocy i wsparcia. Skoro bowiem chcą czynić źle – niech więc czynią, ale bez nas. I dopóki nie powiedzą, że to szczęście,
gdy ktoś przychodzi do nich w imieniu Pańskim – tj. gdy wskazuje im drogę do Boga, do dobrego – że to jest wyróżnienie
i błogosławieństwo, a nie przekleństwo czy kłoda rzucana pod
nogi, to wtedy – i dopiero wtedy – ponowne wzajemne kontakty
nabiorą jakiegoś sensu... i przede wszystkim będą w ogóle możliwe.
O łotrze nie będą mówić, że zacny...
„I
głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą
mówić, że zacny.”
Izaj. 32:5
Jedną z najbardziej bolesnych rzeczy w naszym świecie
jest to, że dobro nazywane jest złem, a zło dobrem. Że ludzie
szlachetni są szkalowani, poniżani i niszczeni, a ludzie bezbożni
i egoistyczni – wywyższani i nazywani szlachetnymi.
Dla mnie osobiście największą bolączką jest właśnie
odwrócenie wartości – świat stoi na głowie. To, co jest
naprawdę cenne – uchodzi za coś bezwartościowego, za śmiecie, a
to, co jest autentycznie wartości śmiecia – jest wywyższane i
hołubione. To jest wręcz nieprawdopodobne, jak bardzo mocno udało
się odwrócić system wartości w aktualnym świecie. Nie mogę się
z tym pogodzić. Nigdy nie mogłam i nigdy się nie pogodzę. Muszą
zostać przywrócone prawdziwe wartości; prawdziwa wartość musi
być przypisana do tego, do czego autentycznie należy, a nie do
czegoś, do czego ktoś chciałby ją przywiązać. Prawda musi
zasiąść na tronie. Nie może być tak, że kłamstwo nazywa się
prawdą, a prawdę kłamstwem. Bo to jest postawienie spraw na
głowie.
Nie można bowiem czegoś taniego i łatwego do zdobycia
nazywać czymś o wyjątkowej wartości – i odwrotnie: gdy coś
jest autentycznie cenne i trudne do zdobycia, nie może uchodzić za
coś bezwartościowego. Spójrzmy uczciwie na sprawy. W fizycznym,
materialnym życiu przecież jest podobnie. Im coś jest bardziej
wartościowe – tym więcej czasu i wysiłku potrzeba, aby to
zdobyć. W kwestiach duchowych i psychicznych jest podobnie.
Jeżeli ktoś reprezentuje prawdziwe wartości, to na
pewno nie przyszło mu to łatwo. Dlatego nie może być traktowany
jak jakiś niedojda czy ktoś gorszy od tych, którzy nie
reprezentują sobą niczego. Żadnych wartości. Żadnego kręgosłupa
moralnego. Bo jeśli ktoś aktualnie posiada silny kręgosłup
moralny, to nie przyszło mu to łatwo. Musiał wcześniej stoczyć wiele wygranych walk w swoim życiu. A walka to koszt
przecież. Ogromny koszt. Nadto ogromny wysiłek – bo trzeba się
ciągle umacniać – a słabość przecież jest łatwiejsza.
Wystarczy tylko się poddać. Nic nie robić, nie wysilać się. Stąd
słabość nie może uchodzić za większą wartość niż siła.
Im bardziej zakłamany, rozuzdany i zepsuty jest świat
wokół, tym większej siły potrzeba, aby trwać w prawdzie i dobrym
uczynku. Im gorszy jest świat wokół, tym trudniej jest trwać w
tym, co dobre. Tego kontekstu też nie można przeoczyć ani zlekceważyć.
Trwanie w prawdzie wymaga ogromnej siły wtedy, gdy cały
świat kłamie. Trwanie w moralności wymaga ogromnej siły wtedy,
gdy cały świat żyje niemoralnie. Dlatego tak cenne jest posiadanie
wspólnoty ludzi, którzy myślą tak samo i chcą opierać się złym
wpływom, są ostoją normalności, prawdy i wspierają się
wzajemnie. Taka oaza na pustyni.
Obietnica, która zawarta jest w cytowanym wersecie,
dotyczy zasad panujących w Królestwie Bożym i panowania Chrystusa
na ziemi. Jak wiemy, obecnie to szatan jest panem tego świata. Jest
panem tego systemu, sposobu urządzenia świata. Ale przyjdzie czas,
gdy to się zmieni. Bo gdzie pojawia się Chrystus, wszystko
normalnieje, normuje się, jest uzdrawiane. Również społeczeństwa, narody. Cytowana na początku niniejszego postu
obietnica należy do tych najpięknięjszych dla mnie: że w końcu
wszystko kiedyś będzie normalnie w całym społeczeństwie,
a nie tylko w niewielkich wspólnotach Jego wyznawców. Że zło,
niemoralność, podłość – nie zasiądzie na piedestale, bo nikt
tego nie uzna ani na to nie pozwoli. Że dobro będzie ukochane i
szanowane przez wszystkich.
niedziela, 10 maja 2015
Proroctwo o królowaniu Chrystusa - cechy charakterystyczne tych rządów
Księga Izajasza, rozdział 32
1. Oto król będzie rządził w sprawiedliwości, a książęta według prawa będą panować.
2. I będzie każdy jak kryjówka przed wiatrem i jak schronienie przed ulewą, jak strumienie wód na suchym stepie, jak cień potężnej skały w ziemi spragnionej.
3. I oczy tych, którzy widzą, nie będą oślepione, i uszy tych, którzy słyszą, będą uważnie słuchać.
4. Umysł skwapliwych zyska właściwe poznanie, a język jąkałów będzie mówił szybko i wyraźnie,
5. I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny.
6. Bo głupi mówi głupie rzeczy, a jego serce knuje złość, popełnia niegodziwość i mówi przewrotnie o Panu, dopuszcza, że głodny cierpi niedostatek, a pragnącemu odmawia napoju.
7. Oręż łotra jest zgubny, ma on zdradzieckie zamysły, chcąc nędzarzy zrujnować słowami kłamliwymi, chociaż sprawa ubogiego jest słuszna.
8. Lecz szlachetny ma myśli szlachetne, i on obstaje przy tym, co szlachetne.
9. Wy, beztroskie kobiety, powstańcie, słuchajcie mojego głosu, wy, córki, pewne siebie, nadstawcie uszu na moje słowo!
10. Nie dłużej niż za rok będziecie drżeć, wy pewne siebie! Gdyż winobranie się skończyło, a owocobrania już nie będzie.
11. Drżyjcie, wy beztroskie, przeraźcie się, wy zadufane! Ściągnijcie szaty i obnażcie się, a przepaszcie biodra.
12. Uderzcie się w piersi, narzekając nad rozkosznymi polami, nad urodzajnymi winnicami,
13. Nad rolą mojego ludu, która porasta cierniem i ostem, nad wszystkimi rozkosznymi domami, nad miastem wesołym!
14. Bo pałace są opuszczone, ustała wrzawa miasta, zamek i baszta strażnicza stały się na zawsze jaskiniami, miejscem uciechy dzikich osłów, pastwiskami trzód,
15. Aż będzie wylany na nas Duch z wysokości. Wtedy pustynia stanie się urodzajnym polem, a urodzajne pole będzie uważane za las.
16. I zamieszka na pustyni prawo, a sprawiedliwość osiądzie na urodzajnym polu.
17. I pokój stanie się dziełem sprawiedliwości, a niezakłócone bezpieczeństwo owocem sprawiedliwości po wszystkie czasy.
18. I zamieszka mój lud w siedzibie pokoju, w bezpiecznych mieszkaniach i w miejscach spokojnego odpoczynku.
19. Lecz las padnie znienacka, a gród legnie w poniżeniu.
20. Szczęśliwi jesteście, gdyż możecie siać nad każdą wodą, woły i osły wszędzie puszczać wolno.
1. Oto król będzie rządził w sprawiedliwości, a książęta według prawa będą panować.
2. I będzie każdy jak kryjówka przed wiatrem i jak schronienie przed ulewą, jak strumienie wód na suchym stepie, jak cień potężnej skały w ziemi spragnionej.
3. I oczy tych, którzy widzą, nie będą oślepione, i uszy tych, którzy słyszą, będą uważnie słuchać.
4. Umysł skwapliwych zyska właściwe poznanie, a język jąkałów będzie mówił szybko i wyraźnie,
5. I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny.
6. Bo głupi mówi głupie rzeczy, a jego serce knuje złość, popełnia niegodziwość i mówi przewrotnie o Panu, dopuszcza, że głodny cierpi niedostatek, a pragnącemu odmawia napoju.
7. Oręż łotra jest zgubny, ma on zdradzieckie zamysły, chcąc nędzarzy zrujnować słowami kłamliwymi, chociaż sprawa ubogiego jest słuszna.
8. Lecz szlachetny ma myśli szlachetne, i on obstaje przy tym, co szlachetne.
9. Wy, beztroskie kobiety, powstańcie, słuchajcie mojego głosu, wy, córki, pewne siebie, nadstawcie uszu na moje słowo!
10. Nie dłużej niż za rok będziecie drżeć, wy pewne siebie! Gdyż winobranie się skończyło, a owocobrania już nie będzie.
11. Drżyjcie, wy beztroskie, przeraźcie się, wy zadufane! Ściągnijcie szaty i obnażcie się, a przepaszcie biodra.
12. Uderzcie się w piersi, narzekając nad rozkosznymi polami, nad urodzajnymi winnicami,
13. Nad rolą mojego ludu, która porasta cierniem i ostem, nad wszystkimi rozkosznymi domami, nad miastem wesołym!
14. Bo pałace są opuszczone, ustała wrzawa miasta, zamek i baszta strażnicza stały się na zawsze jaskiniami, miejscem uciechy dzikich osłów, pastwiskami trzód,
15. Aż będzie wylany na nas Duch z wysokości. Wtedy pustynia stanie się urodzajnym polem, a urodzajne pole będzie uważane za las.
16. I zamieszka na pustyni prawo, a sprawiedliwość osiądzie na urodzajnym polu.
17. I pokój stanie się dziełem sprawiedliwości, a niezakłócone bezpieczeństwo owocem sprawiedliwości po wszystkie czasy.
18. I zamieszka mój lud w siedzibie pokoju, w bezpiecznych mieszkaniach i w miejscach spokojnego odpoczynku.
19. Lecz las padnie znienacka, a gród legnie w poniżeniu.
20. Szczęśliwi jesteście, gdyż możecie siać nad każdą wodą, woły i osły wszędzie puszczać wolno.
czwartek, 7 maja 2015
PSALM 55
1. Przewodnikowi chóru, z grą na strunach. Pieśń
pouczająca Dawida.
2. Boże, nakłoń ucha ku modlitwie mojej, A nie
ukrywaj się przed błaganiem moim!
3. Słuchaj mnie uważnie i odpowiedz mi. Miotam się w
żalu moim i jęczę
4. Z powodu głosu nieprzyjaciela, Z powodu ucisku
bezbożnika, bo na mnie zwalają zło, A w gniewie na mnie nastają.
5. Serce drży we mnie, Opadł mnie lęk przed śmiercią,
6. Bojaźń i drżenie nachodzi mnie I groza mnie
ogarnia.
7. Rzekłem; O, gdybym miał skrzydła jak gołębica,
Chętnie uleciałbym i odpoczął.
8. Oto uleciałbym daleko, Zamieszkałbym na pustyni.
Sela.
9. Szybko poszukałbym sobie schronienia Przed wichrem
gwałtownym i przed burzą.
10. Zniszcz, Panie, pomieszaj ich języki, Gdyż widzę
gwałty i waśnie w mieście!
11. Dniem i nocą obchodzą je po jego murach, A jest w
nim niegodziwość i ucisk.
12. Jest w nim zguba, A z placów jego nie ustępuje
ucisk i oszustwo.
13. Bo to nie wróg mnie lży - Co mógłbym znieść -
Nie przeciwnik mój wynosi się nade mnie - Mógłbym się przed nim
ukryć -
14. Ale ty, człowiek równy mnie, Powiernik mój i
przyjaciel,
15. Z którym mieliśmy wspólne słodkie tajemnice, Do
domu Bożego chodziliśmy w tłumie.
16. Niech ich śmierć zaskoczy, Niech żywcem zstąpią
do krainy umarłych, Bo złość jest w ich siedzibie i pomiędzy
nimi.
17. Ja do Boga wołam, A Pan mnie wybawi.
18. Wieczorem, rano i w południe narzekać będę i
jęczeć, I wy, słucha głosu mojego.
19. Wybawi dusze moją, Obdarzy pokojem od napastników,
Choć wielu ich jest przeciwko mnie.
20. Bóg usłyszy i upokorzy ich, On, który panuje od
wieczności. Sela.
Nie ma bowiem u nich poprawy I nie boją się
Boga.
21. Podniósł rękę na przyjaciół swoich, Pohańbił
przymierze swoje.
22. Gładsze niż masło są usta jego, Ale wrogość
jest w sercu jego; Miększe niż oliwa są słowa jego. Ale to miecze
obnażone.
23. Zrzuć na Pana brzemię swoje, A On cię podtrzyma!
On nie dopuści, By na zawsze zachwiał się sprawiedliwy.
24. Ty, Boże, strącisz ich w dół zagłady; Ludzie
krwawi i zdradliwi nie dożyją połowy dni swoich. Lecz ja tobie
ufam.
Subskrybuj:
Posty (Atom)