Kto
jest w lepszej sytuacji: introwertyk czy ekstrawertyk?
Czy
dyskusja na siłę ma sens?
Jak
radzić sobie z osobami, które narzucają nam swoje zdanie?
…
te i inne problemy poruszone zostały w poniższej, autentycznej
dyskusji internautów:
- A ja chciałam się podzielić z większym gronem słuchaczy tym co dziś przeczytałam i co mi polepszyło odrobinę humor:). Otóż, dowiedziałam się, że bycie introwertykiem nie jest wcale takie złe, często ludzie introwertyczni są lepsi od ekstrawertyków gdyż mają lepszą intuicję i bardziej dogłębnie badają temat. Poza tym, dowiedziałam się, że to, że czasem męczy mnie towarzystwo innych ludzi, nie jest wcale takim dziwactwem i niektórzy po prostu tak mają. A już się bałam, że wychodzi ze mnie paskudna egoistka, gdy czasem wolę posiedzieć w swoim towarzystwie.
- Tak, właśnie kiedyś też czytałam o tym. Ale w zasadzie niczego to umnie nie zmieniło, bo już 100 lat temu;) doszłam do wniosku, że bardzo źle się czuję przy próbach wpasowania się w powszechnie lansowany styl bycia, zachowania - i chyba już na poziomie pierwszych mentalnych prób odrzuciłam go jak za mały i niewygodny garnitur. Bo po co wciskać się w coś o dwa rozmiary za małego lub trzy rozmiary za dużego, jak można ubierać się w dopasowany do swego ciała strój, prawda? Ha ha - no właśnie. Podobnie jest ze stylem życia, nie tylko zachowania. Wybieram taką drogę, która jest jak najbardziej dopasowana do mojego garnituru genów :D Jeśli np. mam usposobienie słonia, to nie będę stawać w zawody z gazelą, prawda?;) a jeśli skaczę jak żaba - to nie będę ścigać się z kangurem, no nie? itp. No właśnie. Więc szukam swoich dróg i takich towarzyszy, którzy za tym nadążają. A Ty co o tym sądzisz?
- Mam te same przemyślenia co ty. Bardzo dobrze to ubrałaś w słowa. Tylko czasem zastanawiam się nad swoją wartością bo społeczeństwo wymusza na nas konkretne zachowania. Np. każdy musi mieć jakieś super pasje i zainteresowania najlepiej z gatunku tych ekstremalnych. Staram się żyć tak jak piszesz - na własną miarę i robić tak żebym była szczęśliwa - ale czasem pod presją ludzi i ich gadania zastanawiam co ja tak naprawdę chce.
- Dziękuję:) Piszesz, że zastanawiasz się nas swoją wartością w społeczeństwie... wiesz, a ja nie :)) - po prostu nie obchodzi mnie to. Chociaż potrafię sobie wyobrazić taką sytuację, że ktoś walczy o jakąś atrakcyjną albo wysoką posadę albo jest celebrytą - wtedy ta presja może być rzeczywiście bardzo silna. Wtedy hobby może nawet warunkować otrzymanie takiej posady albo miejsce w elicie. Nawet sama pamiętam taką sytuację, gdy nie udzieliłam satysfakcjonującej odpowiedzi, jakie książki czytam... i straciłam szansę na zatrudnienie.
Piszesz, że pod presją gadania ludzi zastanawiasz się nad sobą, czego tak naprawdę chcesz.... Wydaje mi się, że jest to bardzo istotne i ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że powinnismy wiedzieć, czego w życiu i od życia chcemy. Bo ta wiedza pozwoli nam iść bardziej pewnym krokiem i być bardziej odpornym na presję ze strony innych... Zapewni też większą stabilizację wewnętrzną. A to są ważne wartości - moim zdaniem :) A Twoim? - Co do stabilizacji - to masz zupełną rację. Nie można wiecznie żyć jak na huśtawce lub w pogoni za czymś czego tak naprawdę nie potrzebujemy tylko wymaga od nas społeczeństwo.
Tak w ogóle zazdroszczę, że się w ogóle tym nie przejmujesz co
ludzie gadają - mogę sobie mówić, że się nie przejmuję, ale
jeśli ktoś mi wpiera swoje racje to od razu się najeżam, staję
się złośliwa i zdystansowana do tej osoby. Staram się nie
przejmować ale samo to, że się denerwuję znaczy, że jednak mnie
to obchodzi. Ty tak nie masz?
- Nie, ja tak nie mam. Nie najeżam się i nie robię się złośliwa, tylko podchodzę do sprawy merytorycznie.
Jeżeli ktoś ma inne zdanie niż ja i mi je przedstawia - to
zastanawiam się, czy jest tam coś, z czego mogę skorzystać dla
siebie. Staram się zrozumieć ideę rozmówcy i ocenić jej
przydatność pod swoim kątem. Jeżeli jednak ocenię, że nie ma
tam nic dla mnie - to po prostu idę dalej. Życie mnie już za
bardzo przemieliło, aby brać sobie do serca zdanie kogoś, kto ma
zamknięty umysł i nie jest otwarty nawet na tyle, aby spróbować
chociaż zrozumieć mój punkt widzenia i idee, którymi się
kieruję. Bo jeżeli ktoś jest otwarty, to będzie dyskutował - nie
da łatwo za wygraną. Ale jak ktoś jest zamknięty, to i dziesiątki
i setki godzin dyskusji nie wprowadzą świeżego powiewu - tylko
będzie to wyglądało jak przepychanka. A przepychanki mnie nie
interesują - bo stwierdziłam, że są całkowicie bezużyteczne i
do niczego dobrego nie prowadzą - co najwyżej do konfliktów i
animozji. A po co ja mam tracić swój czas i energię i kogoś
unieszczęśliwiać swoim szczęściem, tj. punktem widzenia, który
uznaję za słuszny? Jeżeli on jest szczęśliwy w swoim
ograniczeniu (oczywiście ograniczeniu z mojego punktu widzenia) i
nie szuka wyjścia z niego - to siłą też mu w tym nie pomogę.
Dopóki on sam nie będzie chciał wyjść poza te swoje
ograniczenia, to ja nic nie mogę mu pomóc. Nauczyłam się tego w
życiu, że to jest syzyfowa praca i dlatego mam pełen luz w tego
typu sytuacjach: jeżeli chcesz, to podzielę się z Tobą swoimi
skarbami (intelektualnymi), a jeżeli nie chcesz - to nie będę się
o to kłócić, bo Tobie to nic dobrego nie da, a mi zaszkodzi - bo
moje skarby zostaną sponiewierane. Jeżeli wiesz głęboko w swoim
sercu, że przepychanki są bezużyteczne, że jeśli ktoś ma
zamknięte serce i broni się rękami i nogami przed tym co mówisz
to dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu - to po prostu spokojnie
odchodzisz nie skończywszy wątku i idziesz sobie dalej swoją drogą
życia. Bo taki człowiek podobny jest do kamienia - nawet jeśli
wrzucisz go do strumienia, to on i tak nie nasiąknie wodą - w
środku pozostanie zawsze całkowicie suchy. A ja wolę szukać dusz
bardziej kompatybilnych i otwartych na dyskusje - raczej jak gąbka a
nie jak kamień:) Jezus też mówił: Kto pragnie, niech przyjdzie do
mnie i pije. "kto pragnie" - oto jest warunek. A jak ktoś
nie ma pragnienia - to nawet u Jezusa się nie napije. A przecież
uczeń nie jest nad Mistrza swego.
Podobnie jest jak ktoś mi coś wciska - ta sama zasada. Jeśli nie
jest otwarty na moje argumenty - nie wysłuchuje ich, nie rozważa,
tylko zatyka uszy - to jaki sens ma rozmowa z kimś takim? Ma swój
świat, jest w nim szczęśliwy - albo i nieszczęśliwy - ale tak
czy inaczej nie chce tego zmienić, więc cóż ja mogę mu pomóc?
Nawet bezdomnym nie pomożesz, jeśli oni tego nie zechcą - bo
uciekną z każdego domu, w którym ich umieścisz. Każdy wybiera
swój lifestyle. Ja nic nie pomogę komuś, kto już dokonał
wyboru i niczego nie szuka. Idę dalej. Dlatego nie muszę się
denerwować - bo wiem, że każdy ma swoją wolną wolę. Jeżeli z
własnej woli zamknie się na Twój/mój przekaz - to co można
zrobić? Nic. No właśnie. Więc po co się denerwować? Psuć sobie
nerwy bez powodu, bez potrzeby? Piszesz, że denerwujesz się - ale
czy aby na pewno potrzebnie? Na siłę nie narzucisz nikomu nawet
najsłuszniejszego punktu widzenia. Myślę, że sytuacje trzeba
rozważać na chłodno i na tej podstawie oceniać, co ma sens, a co
nie. Nie pod wpływem emocji - bo owszem, łatwo jest zdenerwować
się, jak ktoś np. jest niekulturalny w dyskusji i używa chwytów
poniżej pasa. Ale jeśli dokładnie zdajesz sobie z tego sprawę, że
to nie ma sensu - to zostawiasz delikwenta ze swoimi przekleństwami
i idziesz dalej swoją drogą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz