piątek, 23 stycznia 2015

8. LUDZIE LISTY PISZĄ...

Kto jest w lepszej sytuacji: introwertyk czy ekstrawertyk?

Czy dyskusja na siłę ma sens?

Jak radzić sobie z osobami, które narzucają nam swoje zdanie?

… te i inne problemy poruszone zostały w poniższej, autentycznej dyskusji internautów:
  • A ja chciałam się podzielić z większym gronem słuchaczy tym co dziś przeczytałam i co mi polepszyło odrobinę humor:). Otóż, dowiedziałam się, że bycie introwertykiem nie jest wcale takie złe, często ludzie introwertyczni są lepsi od ekstrawertyków gdyż mają lepszą intuicję i bardziej dogłębnie badają temat. Poza tym, dowiedziałam się, że to, że czasem męczy mnie towarzystwo innych ludzi, nie jest wcale takim dziwactwem i niektórzy po prostu tak mają. A już się bałam, że wychodzi ze mnie paskudna egoistka, gdy czasem wolę posiedzieć w swoim towarzystwie.
  • Tak, właśnie kiedyś też czytałam o tym. Ale w zasadzie niczego to umnie nie zmieniło, bo już 100 lat temu;) doszłam do wniosku, że bardzo źle się czuję przy próbach wpasowania się w powszechnie lansowany styl bycia, zachowania - i chyba już na poziomie pierwszych mentalnych prób odrzuciłam go jak za mały i niewygodny garnitur. Bo po co wciskać się w coś o dwa rozmiary za małego lub trzy rozmiary za dużego, jak można ubierać się w dopasowany do swego ciała strój, prawda? Ha ha - no właśnie. Podobnie jest ze stylem życia, nie tylko zachowania. Wybieram taką drogę, która jest jak najbardziej dopasowana do mojego garnituru genów :D Jeśli np. mam usposobienie słonia, to nie będę stawać w zawody z gazelą, prawda?;) a jeśli skaczę jak żaba - to nie będę ścigać się z kangurem, no nie? itp. No właśnie. Więc szukam swoich dróg i takich towarzyszy, którzy za tym nadążają. A Ty co o tym sądzisz?
  • Mam te same przemyślenia co ty. Bardzo dobrze to ubrałaś w słowa. Tylko czasem zastanawiam się nad swoją wartością bo społeczeństwo wymusza na nas konkretne zachowania. Np. każdy musi mieć jakieś super pasje i zainteresowania najlepiej z gatunku tych ekstremalnych. Staram się żyć tak jak piszesz - na własną miarę i robić tak żebym była szczęśliwa - ale czasem pod presją ludzi i ich gadania zastanawiam co ja tak naprawdę chce.
  • Dziękuję:) Piszesz, że zastanawiasz się nas swoją wartością w społeczeństwie... wiesz, a ja nie :)) - po prostu nie obchodzi mnie to. Chociaż potrafię sobie wyobrazić taką sytuację, że ktoś walczy o jakąś atrakcyjną albo wysoką posadę albo jest celebrytą - wtedy ta presja może być rzeczywiście bardzo silna. Wtedy hobby może nawet warunkować otrzymanie takiej posady albo miejsce w elicie. Nawet sama pamiętam taką sytuację, gdy nie udzieliłam satysfakcjonującej odpowiedzi, jakie książki czytam... i straciłam szansę na zatrudnienie.

    Piszesz, że pod presją gadania ludzi zastanawiasz się nad sobą, czego tak naprawdę chcesz.... Wydaje mi się, że jest to bardzo istotne i ciekawe pytanie. Wydaje mi się, że powinnismy wiedzieć, czego w życiu i od życia chcemy. Bo ta wiedza pozwoli nam iść bardziej pewnym krokiem i być bardziej odpornym na presję ze strony innych... Zapewni też większą stabilizację wewnętrzną. A to są ważne wartości - moim zdaniem :) A Twoim?
  • Co do stabilizacji - to masz zupełną rację. Nie można wiecznie żyć jak na huśtawce lub w pogoni za czymś czego tak naprawdę nie potrzebujemy tylko wymaga od nas społeczeństwo.
Tak w ogóle zazdroszczę, że się w ogóle tym nie przejmujesz co ludzie gadają - mogę sobie mówić, że się nie przejmuję, ale jeśli ktoś mi wpiera swoje racje to od razu się najeżam, staję się złośliwa i zdystansowana do tej osoby. Staram się nie przejmować ale samo to, że się denerwuję znaczy, że jednak mnie to obchodzi. Ty tak nie masz?
  • Nie, ja tak nie mam. Nie najeżam się i nie robię się złośliwa, tylko podchodzę do sprawy merytorycznie.
Jeżeli ktoś ma inne zdanie niż ja i mi je przedstawia - to zastanawiam się, czy jest tam coś, z czego mogę skorzystać dla siebie. Staram się zrozumieć ideę rozmówcy i ocenić jej przydatność pod swoim kątem. Jeżeli jednak ocenię, że nie ma tam nic dla mnie - to po prostu idę dalej. Życie mnie już za bardzo przemieliło, aby brać sobie do serca zdanie kogoś, kto ma zamknięty umysł i nie jest otwarty nawet na tyle, aby spróbować chociaż zrozumieć mój punkt widzenia i idee, którymi się kieruję. Bo jeżeli ktoś jest otwarty, to będzie dyskutował - nie da łatwo za wygraną. Ale jak ktoś jest zamknięty, to i dziesiątki i setki godzin dyskusji nie wprowadzą świeżego powiewu - tylko będzie to wyglądało jak przepychanka. A przepychanki mnie nie interesują - bo stwierdziłam, że są całkowicie bezużyteczne i do niczego dobrego nie prowadzą - co najwyżej do konfliktów i animozji. A po co ja mam tracić swój czas i energię i kogoś unieszczęśliwiać swoim szczęściem, tj. punktem widzenia, który uznaję za słuszny? Jeżeli on jest szczęśliwy w swoim ograniczeniu (oczywiście ograniczeniu z mojego punktu widzenia) i nie szuka wyjścia z niego - to siłą też mu w tym nie pomogę. Dopóki on sam nie będzie chciał wyjść poza te swoje ograniczenia, to ja nic nie mogę mu pomóc. Nauczyłam się tego w życiu, że to jest syzyfowa praca i dlatego mam pełen luz w tego typu sytuacjach: jeżeli chcesz, to podzielę się z Tobą swoimi skarbami (intelektualnymi), a jeżeli nie chcesz - to nie będę się o to kłócić, bo Tobie to nic dobrego nie da, a mi zaszkodzi - bo moje skarby zostaną sponiewierane. Jeżeli wiesz głęboko w swoim sercu, że przepychanki są bezużyteczne, że jeśli ktoś ma zamknięte serce i broni się rękami i nogami przed tym co mówisz to dalsza dyskusja na ten temat nie ma sensu - to po prostu spokojnie odchodzisz nie skończywszy wątku i idziesz sobie dalej swoją drogą życia. Bo taki człowiek podobny jest do kamienia - nawet jeśli wrzucisz go do strumienia, to on i tak nie nasiąknie wodą - w środku pozostanie zawsze całkowicie suchy. A ja wolę szukać dusz bardziej kompatybilnych i otwartych na dyskusje - raczej jak gąbka a nie jak kamień:) Jezus też mówił: Kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. "kto pragnie" - oto jest warunek. A jak ktoś nie ma pragnienia - to nawet u Jezusa się nie napije. A przecież uczeń nie jest nad Mistrza swego.
Podobnie jest jak ktoś mi coś wciska - ta sama zasada. Jeśli nie jest otwarty na moje argumenty - nie wysłuchuje ich, nie rozważa, tylko zatyka uszy - to jaki sens ma rozmowa z kimś takim? Ma swój świat, jest w nim szczęśliwy - albo i nieszczęśliwy - ale tak czy inaczej nie chce tego zmienić, więc cóż ja mogę mu pomóc? Nawet bezdomnym nie pomożesz, jeśli oni tego nie zechcą - bo uciekną z każdego domu, w którym ich umieścisz. Każdy wybiera swój lifestyle. Ja nic nie pomogę komuś, kto już dokonał wyboru i niczego nie szuka. Idę dalej. Dlatego nie muszę się denerwować - bo wiem, że każdy ma swoją wolną wolę. Jeżeli z własnej woli zamknie się na Twój/mój przekaz - to co można zrobić? Nic. No właśnie. Więc po co się denerwować? Psuć sobie nerwy bez powodu, bez potrzeby? Piszesz, że denerwujesz się - ale czy aby na pewno potrzebnie? Na siłę nie narzucisz nikomu nawet najsłuszniejszego punktu widzenia. Myślę, że sytuacje trzeba rozważać na chłodno i na tej podstawie oceniać, co ma sens, a co nie. Nie pod wpływem emocji - bo owszem, łatwo jest zdenerwować się, jak ktoś np. jest niekulturalny w dyskusji i używa chwytów poniżej pasa. Ale jeśli dokładnie zdajesz sobie z tego sprawę, że to nie ma sensu - to zostawiasz delikwenta ze swoimi przekleństwami i idziesz dalej swoją drogą...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz